wtorek, 13 września 2016

Dopo la Giornata (3)

(źródło: laroma24.it)


Za nami trzecia kolejka sezonu 2016/17. Liga włoska kolejny raz udowodniła, że stereotyp jakby padało tam mało goli od dawna jest już nieaktualny. Po trzy bramki strzelali gracze Juventusu, Napoli i Romy, a jedyny bezbramkowy remis utrzymuje się w meczu Genoa - Fiorentina, który został przerwany z uwagi na zalane boisko. Ponadto pierwsze zwycięstwo w rozgrywkach odniósł Inter, pierwszy raz przegrał Milan, a Francesco Totti zdobył swoją 249 bramkę w Serie A. Zapraszamy na "Dopo la Giornata". Zapraszamy na podsumowanie kolejki.

Juventus - Sassuolo

(źródło: flashscore)


Po raz pierwszy w tym sezonie od pierwszych minut w barwach Juventusu zagrał duet Pjanic - Higuain. Szybko okazało się, że rzeczywiście znacznie zwiększa on siłę rażenia Starej Damy. Niestety dla widowiska zabrakło innej pary, niezwykle ważnej dla jakości ofensywy Sassuolo. Mowa oczywiście o Defrelu i przede wszystkim Berardim. Na początku spotkania tę dwójkę spróbował zastąpić Politano, ale to Pipita okazał się znacznie skuteczniejszy i szybko dał Juve na prowadzenie. Przy jego pierwszej bramce asystę zaliczył Paulo Dybala, który ze swoim argentyńskim kolegą na pewno będzie się rozumiał lepiej, niż z Mandżukiciem. Z każdym dobrym piłkarzem świetnie rozumie się natomiast Khedira. Będący w topowej formie Niemiec szybko do swojego dorobku z tego sezonu dołożył asystę przy drugim, niezwykle efektownym trafieniu Higuaina. Już wtedy było po meczu. Zawodnicy Sassuolo zostawiali jednak mistrzom Włoch bardzo dużo miejsca, obrona w pierwszej połowie nie była specjalnie skonsolidowana, a i pomocnicy nie pomagali defensorom (dodatkowo nie zapominajmy o nieobecności Cannavaro). Wszystko to skutkowało przepaścią w statystyce posiadania piłki i w konsekwencji kolejną bramką dla Juventusu. Tym razem Consigli skapitulował po strzale Miralema Pjanicia, który dobijał własne uderzenie. Oczywiście mecz był już rozstrzygnięty, ale Sassuolo nie poddało się i zastępujący pana, o którym pisałem w nawiasie, Luca Antei pokonał Buffona wpychając piłkę do bramki po stałym fragmencie gry. Jest to pierwszy gol  Sassuolo na J-Stadium w historii.  Była to zapowiedź znacznie lepszej gry obrońców neroverdich w drugiej połowie. Świetna postawa Acerbiego i poprawna Anteiego sprawiły, że po przerwie bramek już nie oglądaliśmy. Niewiele było w ogóle sytuacji, szczególnie pod bramką prowadzącego hegemona. Wynik się już nie zmienił. Juventus wydaje się być w tym sezonie jeszcze mocniejszy niż w poprzednich. Argentyński atak, znana wszystkim obrona, której wcale nie psuje Medhi Benatia i nade wszystko pomoc, która wygląda dobrze nawet z Mario Leminą naprawdę robią wrażenie. Strach pomyśleć co byłoby, gdyby rzeczywiście do Juventusu dołączył Matuidi, albo co będzie, gdy do gry wróci Marchisio.



Palermo - Napoli

(źródło: flashscore.pl)
Pierwszy wyjazd w tym sezonie skończył się dla Napoli stratą punktów. Po trzech tygodniach udało się już jednak wicemistrzom wywieźć trzy punkty ze stadionu rywala, a było nim Palermo. Palermo, a jakżeby inaczej, z nowym trenerem. Roberto De Zerbi odszedł od trzech obrońców i ustawił zespół w niezwykle popularnym we Włoszech 4-3-3, stawiając na środku ataku na Diamantiego. Z pierwszej połowy w wykonaniu swoich podopiecznych nowy szkoleniowiec gospodarzy mógł być zadowolony. Neapolitańczycy mieli oczywiście przewagę, stwarzali sytuacje, ale koniec końców nie strzelili gola. Przy Goldanidze i Posavecu w takiej formie to już spory sukces. Bardzo dużo kontaktu z piłką mieli oczywiście boczni obrońcy Napoli Ghoulam i Maggio. Ten pierwszy raczej wrzucał ją potem w pole karne (tak padł np. pierwszy gol, ale to już po przerwie), a rozgrywający właśnie 278 mecz w barwach Napoli Włoch częściej oddawał piłkę któremuś z pomocników by dalej misternie tkać koronkowe akcje Azzurich. Druga połowa bardzo szybko pokazała jednak, że samym przeszkadzaniem nic się z drużyną Sarriego nie ugra. Szybki gol Hamsika, który wyrównał rekord Maradony, a także trafienie Callejona trzy minuty później całkowicie ustawiły mecz. Napoli mając już pewne zwycięstwo zaczęło jeszcze swobodniej operować piłką. Dobrze, że duży udział miał w tym Piotr Zieliński. Zbliżający się mecz w Lidze Mistrzów i związane z nim oszczędzanie Allana dało naszemu pomocnikowi szansę na grę od pierwszych minut, z której były zawodnik Zagłębia Lubin skorzystał. Udany występ okrasił jeszcze asystą po długim rajdzie z piłką przy golu Callejona na 3:0. Hiszpan potwierdził strzelecką formę, choć tylko przez szacunek nie powinien za tego gola dziękować Posavecowi. Bramkarz Palermo nie pomógł w sobotni wieczór swojej drużynie, która w końcówce całkowicie straciła siły i ochotę do gry. Napoli zaczęło wymieniać setki podań, spacerując przy tym po placu gry. Swoją kapitalną sytuację miał jeszcze rezerwowy Gabbiadini, ale ani on, ani Milik nie byli tego dnia skuteczni. Z ławki weszli też Allan i Mertens, który znowu musiał ustąpić miejsca Insigne, ale tym razem włoski skrzydłowy pokazał na boisku, że zasłużył na pierwszą jedenastkę. Szkoda, że nawet w takim meczu Sarri nie zdecydował się wprowadzenie Diawary. Jedno jest pewne - o pomoc długo się w Neapolu martwić nie będą.


Bologna - Cagliari

(źródłó: flashscore.pl)

Jeden z wielu meczów, które nazwać można derbami rossoblu. Cagliari do tegorocznej kampanii przystępuje dokładnie z tej samej pozycji co Bologna przed startem swojego pierwszego sezonu po powrocie do elity. Skład jest więc spokojnie na miejsca 10-14 i trzeba to tylko udowodnić na boisku. Dla nas interesującym był na pewno występ Bartosza Salamona. Trzeba jednak przyznać, że choć polski obrońca stara się posyłać dokładne, długie piłki w kierunku swoich napastników, to i tak więcej w ofensywie dał w tym meczu Bruno Alves. Jego piękna bramka z rzutu wolnego była jednak poprzedzona dwoma innymi trafieniami gospodarzy. Zaczął również ze stojącej dziewięć metrów przed murem futbolówki Simone Verdi. Ogólnie występ tego chłopaka należy zaliczyć do udanych, był aktywny, ruchliwy, strzelił kilka razy prawie tak dobrze jak z rzutu wolnego. Nie on, ani nie jego koledzy z pierwszej linii byli jednak kluczem do triumfu ekipy Donadoniego. Wskarzemy raczej na pomoc. Kluczowa dla losów większości spotkań formacja jest dla nas swoistym papierkiem lakmusowym potencjału drużyny. W przypadku bolończyków na papierze wygląda bardzo dobrze. Trio w środku pola tworzą niezwykle doświadczony Dżemaili, młody ale mający za sobą świetne Euro Nagy oraz Taider. I to właśnie on najbardziej przyćmił swojego vis a vis, czyli  Di Gennaro. Algierczyk zapewnił spokój, opanowanie, pewną elegancję w rozegraniu piłki. Jednym słowem jakość. Davide Di Gennaro był natomiast chaotyczny, gubił piłki, nie zanotował żadnego ciekawego podania. Padoin, po którym można by się spodziewać gry a'la Taider, grał może z gracją, ale tylko do tyłu. Ionita przeciętny występ okupił jeszcze poważnie wyglądającą kontuzją. Podwieszony za napastnikami Barella musiał zejść, by wejść mógł rezerwowy bramkarz Rafael, ale stało się to przecież dopiero w drugiej połowie. Do tego czasu Nicolo nie zrobił jednak wiele, by pomóc Boriello i Sau zdobyć gola. Oczywiście dysproporcja między drużynami na murawie nie była tak duża. Nie dało się jednak oprzeć wrażeniu, że to Bologna cały czas nadaje ton grze, kontroluje środek pola, i że w końcu dobrzy pomocnicy muszą obsłużyć snajpera Destro czy bardzo szybkiego Krejciego. To właśnie Czech zrobił zresztą bardzo dużo, żeby z debiutanckiej bramki w Serie A cieszył się Federico Di Francesco. Wcześniej czerwoną kartką za zagranie ręką poza polem karnym ukarany został Storari. Cagliari grając w 10 potrafiło jednak powalczyć. Na 15 minut przed końcem meczu po faulu na Di Gennaro z rzutu wolnego strzelił Bruno Alves, o czym wspomineliśmy już na początku. Po kontaktowej bramce Bologna nie dała się jednak zepchnąć do defensywy. Już wcześniej zabezpieczyła tyły (pojawił się Torosidis), ale nadal dążyła do podwyższenia prowadzenia. Nie udało się, ale i tak zwycięstwo drużyny Donadionego należy uznać za zasłużone.

Atalanta - Torino

Stadio Atleti Azzurri d’Italia było w ten weekend areną walki miejscowej Atalanty z Torino, w którym swój debiut w bramce zaliczył sensacyjnie wypożyczony z Manchesteru City Joe Hart. To jednak nie był jego dzień. Dramat Anglika rozpoczął się jeszcze przed meczem:

(źródło: modicanews.com)
W protokole meczowym wpisany został jako John Hart, co oczywiście spotkało się ze złośliwymi i prześmiewczymi komentarzami przeciwników transferu bramkarza z Anglii. To był jednak tylko początek kłopotów…

(źródło: flashscore.pl)
Pierwszy groźny strzał oddał Marco Benassi. Jego uderzenie z dystansu sparował nad poprzeczkę dobrze broniący (póki co) Marco Sportiello. Gospodarze odpowiedzieli akcją Konko z Kessie'. Duet rozmontował defensywę rywali, piłkę próbował wybijać Hart, ta jednak trafiła pod nogi napędzającego wcześniej akcję Konko, którego strzał w ostatniej chwili blokuje własnym ciałem Mauricio Pinilla, ratując tym samym dość bezradnie wyglądającego bramkarza. Kolejne minuty to przede wszystkim wybuch złości trenera Torino. Wyraźnie wściekły Siniša Mihajlović został odesłany przez pana Marianiego na trybuny. Kolejne akcje to kolejne szanse dla obu drużyn, ze wskazaniem na Atalantę, jednak zabrakło precyzji w wykończeniu. Szczególnie często do swoich okazji dochodził Kessie'. Druga połowa zaczęła się dość leniwie, ale już w 54 minucie doszło do wstrząsu, gdy rzut wolny na gola zamienił Iago Falque! Strzał piłkarza Torino był precyzyjny, ale to co zrobił Sportiello to piłkarski kryminał.  Atalanta potrzebowała jednak zaledwie dwóch minut by wyrównać stan rywalizacji. To właśnie tutaj rozegrał się wielki dramat debiutującego Joe Harta. Popełnił on wielki błąd w pozornie niegroźnej sytuacji. Szybująca z narożnika boiska piłka była absolutnie w jego zasięgu, nie był przez nikogo kryty, nie potrafił jednak złapać futbolówki, która wypadła mu z rąk i trafiła pod nogi jedynego zawodnika rywali w pobliżu, którym był Andrea Masiello. Włoch skierował piłkę do praktycznie pustej bramki. Błąd Harta ewidentny i niezaprzeczalny. Po tym wydarzeniu obie drużyny stworzyły łącznie może dwie sytuacje bramkowe. Dopiero 82 minuta przyniosła rozstrzygnięcie. Szarżujący lewą stroną pola karnego Alejandro Gomez zostaje sfaulowany przez Lorenzo De Silvestri’ego, choć tak po prawdzie, to chyba bardziej Gomez wykorzystał leżącego już rywala zaczepiając się o jego nogi. Fakt był jednak taki, że sędzia podyktował jedenastkę! Joe Hart miał okazję na rehabilitację, i uratowanie tego debiutu. Próbował rozkojarzyć strzelca, ale Kessie' nie tylko nie dał się sprowokować, ale też wywiódł Anglika w pole strzelając pewnie w odwrotny róg bramki niż ten, w który poszybował Hart. Katastrofalny debiut Joe Harta i naprawdę dobry Kessie'go! Zasłużył na tą bramkę bez dwóch zdań. Nic więcej się w tym meczu intereującego nie stało. Gospodarze zaliczają pierwsze zwycięstwo w tym sezonie, Torino przegrywa po raz drugi. 


Milan - Udinese

Na Stadio San Siro kibice Milanu mieli prawo oczekiwać, że ich ulubieńcy wreszcie zaczną grać tak, jak przystało na drużynę, która ma aspiracje do gry w pucharach. Trener Montella nadal nie odcisnął swojego piętna na swoich piłkarzach, a gra nadal przypomina kopaninę na szkolnym podwórku. 

(źródło: flashscore.pl)
Milan od początku przeważał i przeprowadzał kolejne ataki na bramkę Udinese. Brylowej w tej materii Suso, którego transfer zablokował trener Montella uznając, że przyda on mu się w zespole. I rzeczywiście Hiszpan od początku sezonu pokazuje, że jest wyróżniającą się postacią w drużynie z Mediolanu. Jego dobre podania raz po raz otwierały drogę do bramki kolegom. Swoje akcje przeprowadzało też Udinese, ale niedokładność po obu stronach była porażająca. Mnogość sytuacji stała w sprzeczności z liczbą celnych strzałów. Dość powiedzieć, że jeśli wierzyć statystykom, przez cały mecz bramkarze obu zespołów obronili po dokładnie dwie piłki! Dlatego przejdziemy od razu do jedynej bramki w tym meczu. Była 87 minuta, gdy rewelacyjną wrzutkę Badu połączoną z biernością (złym ustawieniem?) Abate wykorzystał Perica. Ładnym strzałem z powietrza pokonał Donnarumme, który mógł jedynie pomarzyć o tej piłce. I to tak naprawdę wszystko, co można powiedzieć o tym spotkaniu. Słaby, wijący się jak zaskroniec na słońcu Milan zostaje pokonany przez drużynę „jednej akcji”, czyli Udinese. Rossoneri nadal nie grają na miarę oczekiwań. Jedyna nadzieja kibiców w zimowym mercato.

Roma – Sampdoria 3:2

(źródło: flashscore.pl)

Mecz, którego emocjami można by obdzielić kilka innych spotkań. W zasadzie to nawet dwa mecze. Przez burzę z gradem jaka przetoczyła się nad Rzymem około godziny 16 mieliśmy ponad godzinną przerwę w tym spotkaniu. Tak długa pauza wyraźnie zaszkodziła zawodnikom Sampdorii, którzy mając Romę na widelcu po wznowieniu gry długo nie istnieli. Samo spotkania lepiej zaczęli gospodarze już w ósmej minucie prowadzenie dał im Mohamed Salah, który wykorzystał przytomnie wrzutkę Diego Perottiego. Chwilę później Egipcjanin powinien cieszyć się z asysty, ale jego podania nie wykorzystał El Sharaawy. I na tym Roma poprzestała. Wyciągnie wniosków jest w zespole Spallettiego umiejętnością na poziomie słabo rozgarniętego ucznia podstawówki. W Cagliari rzymianie oddali inicjatywę co skończyło się stratą dwóch goli i dwóch punktów. Podobny scenariusz miał miejsce na Stadio Olimpico. Sampdoria szybko otrząsnęła się po golu dla Romy i już dziesięć minut później był remis. Luis Muriel zrobił to:

Tuż przed przerwą gola na 2:1 dla gości zdobył Quagiarella, a przecież to nie wszystko co mogło wpaść do sieci Wojciecha Szczęsnego. Polak np. wykazał się fantastycznym refleksem broniąc strzał Muriela chwilę po wyrównaniu i uderzenie piętą Quagiarelli tuż przed przerwą. Tym samym chociaż trochę zrehabilitował się za błędy przy obu golach. Winić należy go zwłaszcza za drugą bramkę.
Deszcz, który zaczął padać pod koniec pierwszej połowy po kilku minutach przerodził się w gradobicie, a boisko zaczęło wyglądać jak basen. Sędzia wstrzymał się z rozpoczęciem drugiej części godzinę! Przez ten czas Luciano Spalletti dotarł do swoich piłkarzy, także śmiało można obstawiać, że grzmoty słyszalne były nie tylko z nieboskłonu, ale też z szatni Romy. Trener Giallorossich postanowił też wywołać małe trzęsienie (skoro już trzymamy się metafor związanych ze zjawiskami przyrodniczymi) i przeprowadził dwie zmiany. Na placu gry pojawili się Edin Dżeko i przede wszystkim Francesco Totti. Il Capitano od początku zaczął dzielić i rządzić na placu gry. Już po kilku sekundach Strootman powinien doprowadzić do wyrównania, ale cudem swoich kolegów uratował Viviano. To bramkarz Sampdorii dotrzymywał kroku bardzo dobrze grającym gospodarzom. A jak nie on bronił to rzymianie niemiłosiernie pudłowali. Prym wiódł Salah, który drugą połowę powinien zakończyć z hat-trickiem. Dobrą okazję zmarnował też Dżeko oraz Iturbe. To jednak Bośniak w 60 minucie doprowadził do remisu po świetnym podaniu Tottiego, a już w doliczonym czasie gry to on był „faulowany” w polu karnym. Tak, Roma wygrała ten mecz 3:2 po golu w samej końcówce z karnego pewnie wykonanego przez Tottiego, ale o ile można pochwalić arbitra za wytrzymanie nerwów i dogranie tego meczu do końca o tyle jego ostatnia decyzja, ta o podyktowaniu jedenastki jest decyzją błędną. Dżeko nie był faulowany. Bez ogródek w swoim stylu tę sytuację skomentował Massimo Ferrero: Dżeko? Wielki aktor. Muszę zrobić z nim film niech gra z Paolo Villaggio. Zrobimy Fantozzi 7, zemsta.” (tłum. własne, Fantozzi to seria filmów komediowych bardzo popularnych we Włoszech opowiadających o zabawnych, ale i pechowych losach tytułowego bohatera – red.)
Goście próbowali uchronić się od porażki i byli tego bardzo bliscy. Jak wspominaliśmy wcześniej mieli masę szczęścia w drugiej połowie i dobrze dysponowanego bramkarza. Tak naprawdę jedynie jakieś 10 minut pomiędzy 70, a 80 minutą dorównywali rywalom. Wtedy na odważny rajd pomiędzy obrońcami zdecydował się Alvarez, ale na mocny strzał zabrakło już siły. Roma więc bardzo szczęśliwie wygrywa i pokazuje, że ich główny problem tkwi w mentalności. Jej piłkarze są w stanie grać na wysokim poziomie przez cały mecz, muszą tylko  być skupieni na pracy i na celach jakie chcą osiągnąć. Ewentualnie częściej na boisku musi meldować się Totti. Za dwa tygodnie będzie obchodził 40-te urodziny, a w swoich ostatnich ośmiu meczach wypracował bilans: pięć goli i trzy asysty! Ewenement! Jedno jest pewne grając na pół gwizdka Roma nie będzie w stanie nic w tym sezonie ugrać. Co do Sampdorii to pokazała dziś sporo jakości, zwłaszcza przed przerwą. Ten sezon może być dla niej zdecydowanie lepszy niż miniony. Cieszyć też może postawa Karola Linettego, który ma pewny plac, a po meczu został oceniony jako „powód do dumy pomocy Sampdorii.”

Chievo – Lazio 

(źródło: flashscore.pl)

„Jest niedziela, godzina siedemnasta, pogoda nie dopisuje do grania w piłkę.” Pamiętacie to? Tak parę lat temu Piotr Ćwielong narzekał na rozgrywanie meczu w pełnym słońcu i w wysokiej temperaturze. Dlaczego od tego cytatu zaczynamy relację z meczu Chievo – Lazio? Bo w przeciwieństwie do Geniu czy Rzymu w Weronie pogoda była wyśmienita. Słonecznie, ciepło wręcz gorąco. I tak się zastanawiamy czy faktycznie gra w piłkę jest ostatnią czynnością jaką chcielibyśmy wykonywać przy takiej pogodzie czy może gracze obu ekip umówili się na przedłużenie siesty? Pierwsza połowa się odbyła. Tyle można powiedzieć o tym okresie. Jak trafnie w swojej relacji zauważa La Lazio Siamo Noi :„tempo w pierwszych 45 minutach było jak po kuracji pigułkami nasennymi.”
Kto więc włączył tylko drugą połowę był szczęściarzem. Nie stracił nic, a zyskał 45 minut, które można było spożytkować np. na zmywanie naczyń. Pierwszy gol padł w najłatwiejszy z możliwych sposobów: po dośrodkowaniu z rzutu rożnego głową piłkę do bramki gości skierował Gamberini. Simone Inzaghi zareagował natychmiastowo wpuszczając na boisko syna marnotrawnego Keitę Balde. Chwilę później cieszył się on z asysty przy golu De Vrija, a do końca meczu siał sporo popłochu w szeregach Latających Osłów. Widać było, że bardzo chce pokazać się z dobrej strony i tym samym zatrzeć fatalne wrażenie jakie pozostawił po sobie w okresie mercato. Gdyby nie podszedł do tego meczu tak ambicjonalnie być może zauważyłby w 85 minucie ustawionego przed pustą bramką Immobilie i podałby mu zamiast strzelać z ostrego kąta. Tak miałby dwie asysty, a Lazio pewnie trzy punkty. Skończyło się remisem mimo, że zarówno Chievo jak i Biancocelesti mieli jeszcze okazje do zdobycia zwycięskiej bramki. Remis wydaje się zadowalać obie drużyny. Chievo wciąż pokazuje, że w Weronie są bardzo niebezpieczni, a Lazio z trudnego terenu przywozi punkt. To spory progres w porównaniu z ich ostatnią wizytą na Bentegodi kiedy przegrali 0:4.

Genoa – Fiorentina

(źródło: firenzeviola.it)

Relacji z tego spotkania nie będzie ponieważ nie zakończyło się jeszcze. Sędzia Luca Banti po 28 minutach intensywnego deszczu przerwał spotkanie i już go nie dokończył. Czekano co prawda na poprawę pogody i ta nastąpiła, ale boisko było tak nasiąknięte wodą, że gra na nim byłaby zupełnie bez sensu. Nie ustalono jeszcze terminu kiedy mecz zostanie dokończony. Pierwsze doniesienia z wczoraj mówiły o najbliższej możliwej środzie, a taka przez ligowe kolejki, grę Fiorentiny w Lidze Europy i mecze reprezentacji możliwa jest dopiero w styczniu!
(źródło: gazzetta.it)
Pescara - Inter

Frank De Boer jeszcze nie wygrał w lidze odkąd objął Inter Mediolan. Nieco zaskakująca porażka z Chievo (0-2) i remis z Palermo (1-1) nie nastawiały optymistycznie przed meczem z Pescarą, na której zęby straciło wcześniej Napoli (2-2). Wszyscy czekali, aż drogie transfery Nerazzurrich zaczną się zwracać.

(źródło: flashscore.pl)
Ku zaskoczeniu wszystkich pierwsza swoją okazję stworzyła ekipa trenera Massimo Oddo. Świetna wrzutka w pole karne nie znalazła jednak zakończenia w strzale na bramkę, ale było to wyraźne ostrzeżenie dla defensywy gości. Świetną akcją odpowiedział Inter. Składna, dynamiczna akcja zakończyła się groźnym strzałem, jednak Albano Bizzarri dwoił się i troił. Najpierw odbił strzał Banegi, by sekundę później jeszcze raz uratować swój zespół od utraty gola broniąc dobitkę Antonio Candrevy. Inter wyraźnie przeważał stwarzając kolejne groźne sytuacje pod bramką Pescary. Nieźle prezentowały się wrzutki Perisića z lewej strony. Aktywny był Candreva i Medel. Tym większym zaskoczeniem była rewelacyjna kontra gospodarzy. Gianluca Caprari przeprowadził imponujący rajd prawą stroną boiska ośmieszając przy okazji obrońcę gości. Następnie popisał się świetnym podaniem w pole karne, na które czekał już Valerio Verre, ale jego strzał trafił w poprzeczkę! Gdyby tylko potrafił lepiej przymierzyć! Wspaniała akcja Pescary! Caprari pokazuje, że ma spory potencjał. Verre próbował dalej niezrażony, ale jego strzały z dystansu albo byłby niecelne, albo na posterunku meldował się Handanovic. Kolejne rewelacyjne okazje z obu stron były kasowane przez golkiperów obu drużyn. Bizzarri imponował zwinnością i świetnym wyczuciem czasu. Swoje okazje marnował za to Mauro Icardi. Po 60 minucie rewelacyjną akcję przeprowadziła Pescara. Bardzo ładnie rozprowadzony atak zakończył się bramką pozyskanego z PSG Jean-christophe Bahebeck’a po doskonałej wrzutce z prawej strony boiska! Chwilę później kolejną doskonałą okazję po kontrze miał Verre, który wyrasta powoli na „Milika Pescary”, z kolei Caprari bardziej przypominał Andreę Pirlo rozrzucając piłki we właściwie każdej kontrze. W 77 minucie gry fantastycznym podaniem wykazał się dobrze tego dnia grający Banega. Jego penetrująca wrzutka w pole karne trafiła do Icardiego, który wreszcie przełamał się w tym meczu. Bardzo ładny strzał głową i mamy 1-1! Niedługo później szansę na drugiego gola miał Bahebeck, jednak brakło mu kilku centymetrów by wykorzystać kapitalną wrzutkę rezerwowego Simone Pepe. W odpowiedzi Inter za sprawą duetu Eder-Palacio było bardzo blisko objęcia prowadzenia, ale znów sytuację ratuje Bizzarri. W 91 minucie akcję ze środka pola rozpoczął Banega, jednak jego podanie nie trafiło do celu. Wtedy doszło do dziwnej sytuacji. Błąd popełnił duet obrońców Pescary, praktycznie wpadając na siebie. Do piłki dopadł Icardi i potężną bombą pokonał bezradnego tym razem Albano Bizzarriego! Inter rzutem na taśmę wygrywa spotkanie na stadionie Adriatico-Giovanni Cornacchia. Bohaterem meczu zostaje oczywiście strzelec obu bramek dla Interu – Mauro Icardi. Trzeba jednak przyznać, że Mediolańczycy mieli całą masę szczęścia, gdyż sam Verri mógł ustrzelić hat-trick’a. Z drugiej strony Bizzarri niejednokrotnie ratował Pescarę od utraty gola. Dość szczęśliwe zwycięstwo Interu zapewnia pierwsze trzy punkty szczęśliwemu Frankowi De Boer’owi, podczas gdy Massimo Oddo rwał sobie włosy z głowy po ostatnim gwizdku.



Empoli - Crotone

(źródło: flashscore.pl)


Trzecią kolejkę zakończył mecz „o sześć punktów” w Empoli. Zarówno miejscowi jak i beniaminek z Crotone zamykali tabelę przed tą serią spotkań więc zwycięstwo którejś z drużyn pozwalało jej na złapanie oddechu. Faworytem spotkania byli gospodarze i nie zawiedli swoich kibiców oraz bukmacherów. Przez 88 minut meczu podopieczni trenera  Martusciello dyktowali warunki gry. Nie było to jakieś szaleńcze tempo, Alex Codraz co i rusz nie musiał interweniować, ale widać było w Empoli wyższe umiejętności i kulturę gry. Po pół godzinie uraz swojemu trenerowi zgłosił Alessandro Rosi i był gotów do zejścia z boiska. Przeszedł nawet ze swojej prawej strony, na której grał, pod drugą linię boczną z przekonaniem, że zaraz ją przekroczy i opuści boisko. Szkoleniowiec Pitagorejczyków wstrzymał jednak zmianę, gra potoczyła się dalej i piłka wyszła na rzut rożny dla rywali. Dopiero wtedy Rosi zszedł z boiska, a jego miejsce zajął Sampirisi. Włoch nie zdążył nawet dobrze przekazać instrukcji z ławki rezerwowych, a dośrodkowanie z rzutu rożnego na gola zamienił Bellusci. Piłkarskie abecadło mówi o tym żeby nie zmieniać kiedy jest się w fazie obrony przy stałym fragmencie gry. Ciężko wtedy szybko przekazać krycie, odbudować schemat bronienia. To zamieszanie wykorzystali gospodarze i w bardzo łatwy sposób zdobyli gola. Crotone kolejny raz zapłaciło więc frycowe za brak doświadczenia. Inna sprawa, że Bellusci wyszedł do tego dośrodkowania fantastycznie, o dwa piętra przeskoczył rywali i mocnym strzałem głową trafił do bramki. Widać, że nie zmarnował czasu na zapleczu Premier League. Ta zmiana dokonana jeszcze w pierwszej połowie przyniosła też drugą bramkę meczu. Tym razem dla gości. Druga doliczona minuta do pierwszej połowy, pierwszy odważny wypad zespołu Crotone pod bramkę rywala, wymiana podań przed polem karnym, wrzutka, główka Sampirisiego i.. gol! Pierwsza w ogóle akcja ofensywna przyniosła ekipie beniaminka wyrównanie! Cios dla Empoli tym mocniejszy, że zadany tuż przed zejściem do szatni.
Lekkie oszołomienie w szeregach Azzurrich dało się we znaki na początku drugiej części. Raffaele Palladino w 49 minucie przełożył sobie piłkę w polu karnym Łukasza Skorupskiego, żaden z obrońców nie miał zamiaru mu przeszkadzać, ale najbardziej doświadczony gracz Crotone celując po dalszym słupku przestrzelił. Na szczęście dla Toskańczyków ta akcja podziałała na nich jak kubeł zimnej wody. Od tego momentu chwycili ten mecz i nie mieli zamiaru go oddać. Bardzo szybko też drugi raz wyszli na prowadzenie. W 56 minucie z rzutu wolnego dośrodkowywał Manuel Pasqual (druga asysta dziś), a gola, trzeciego głową w tym meczu, zdobył Andrea Costa – drugi ze środkowych obrońców Empoli. To oni dziś wyręczyli swoich kolegów w strzelaniu bramek. Dobrą wiadomością dla gospodarzy jest też fakt, że potrafią wygrywać i grać momentami ładną dla oka piłkę nawet wtedy gdy ich lider, Riccardo Saponara, jest gorzej dysponowany. Dziś wychodziło mu naprawdę niewiele. Pierwsze skrzypce grał natomiast Daniele Croce. Równie aktywny był Pucciarelli, z dobrej strony pokazał się też Andres Tello. Gospodarze byli zdecydowanie lepsi od rywali i jako zespół i indywidualnie. Akcja kiedy to Marilungo raz, drugi i trzeci zabawił się z Dusenne doprowadzając go do takiej bezradności, że obrońca Crotone wolał faulować na drugą żółtą kartkę zamiast dać ruszyć rywalowi dalej jasno pokazała kto ma więcej jakości czysto piłkarskiej. Empoli poprawiło więc humory sobie i kibicom, ale też pokazało, że utrzymanie nie jest poza ich zasięgiem. Jasne ograli outsidera, ale dali czytelny sygnał, że dobra gra w piłkę to wciąż będzie ich atrybut. Crotone zabrakło śmiałości, przekonania o swoich umiejętnościach i doświadczenia. Każdy punkt zdobyty przez ten zespół będzie dla nich sukcesem.  W relacji padło nazwisko Łukasza Skorupskiego, który jak przewidywaliśmy w zapowiedzi, wrócił po kontuzji do pierwszego składu. Ciężko ocenić jego grę ponieważ wynudził się setnie. Przy golu większych szans nie miał, a później nie było się czym wykazać. Łukasz jest zdrowy i to najważniejsza wiadomość. Teraz jego zadaniem jest pokazanie, że na zaufanie jakim darzony jest w Toskanii w pełni zasłużył. Jesteśmy o to spokojni. 


W tabeli prowadzi Juventus, który jako jedyny nie stracił jeszcze żadnego punktu. Za nim Napoli oraz Roma, także czoło klasyfikacji wygląda dokładnie tak jak podium ostatniego sezonu. Dalej mamy oba zespoły z Genui, a te mediolańskie są dużo niżej. Inter po wygranej awansował na 11 miejsce, a Milan spadł na pozycję 15-tą. Wciąż bez żadnego oczka pozostaje Crotone.

(źródło: flashscore.pl)
Swoje czwarte trafienia w rozgrywkach zanotowali Callejon i Kessie czym dogonili Belottiego z Torino. Dwa gole z Sassuolo pozwoliły dołączyć do czołówki capocannoniere zeszłego sezonu Higuainowi. 

(źródło: flashscore.pl)
Czwarta kolejka startuje już w piątek meczem w Genui gdzie Sampdoria podejmie Milan. Spotkaniem kolejki będą natomiast Derby d'Italia Inter - Juventus. Emocji nie powinno zabraknąć też we Florencji do której przyjeżdża AS Roma.

(źródło: flashscore.pl)


Redakcja

Komentarze (2):

13 września 2016 17:49 , Blogger robsonUnited pisze...

Świetna robota! Czyta się miło, w ogóle super, że są jeszcze fanatycy calcio i chcą o tym pisać! Gratuluje zapału i czekamy na więcej :)

 
14 września 2016 11:25 , Blogger Unknown pisze...

dziękujemy za dobre słowo :)

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna