poniedziałek, 19 września 2016

Dopo la Giornata (4)




Czwarta kolejka Serie A to już historia. Bardzo szybko leci nam ten sezon, a co najważniejsze, szybko mija też czas podczas oglądania wielu spotkań, co świadczy o nich jak najlepiej. I tym razem raczej się nie nudziliśmy, szczególnie na meczach Milanu, Sassuolo, a także w hitach, czyli starciach Interu z Juventusem i Fiorentiny z Romą. Zapraszamy na podsumowanie czwartej serii gier włoskiej Serie A.

Sampdoria - Milan



 (źródło: flashscore.com)


 Murawa na stadionie w Genui nie była może w najlepszym stanie, ale nie przeszkodziło to zawodnikom Sampdorii i Milanu stworzyć nie najgorszego widowiska na początek czwartej kolejki. Przynajmniej w pierwszej połowie. Początkowe minuty były naprawdę intensywne. Nie chodzi o same sytuacje bramkowe, bo ich jednak za wielu nie było, ale o tempo spotkania. Szansę od pierwszych minut dostał w barwach Milanu tym razem Lapadula. Patrząc na jego występ można jednak odnieść wrażenie, że taka decyzja spowodowana była raczej ostatnimi słabymi występami pewnego Kolumbijczyka, niz formą króla strzelców Serie B. Więcej niż o drużynie Montelli w kontekście pierwszej połowy wypadałoby jednak pisać o Sampdorii. To właśne genueńczycy wyglądali lepiej, byli trochę groźniejsi, no i przede wszystkim mieli w swoich szeregach będącego w świetnej dyspozycji Muriela. Koniec końców bramki jednak nie zdobyli, także przez zaskakująco dobrą postawę Gabriela Paletty w defensywie rossonerich. W drugiej połowie tempo wyraźnie spadło. Mecz zaczął coraz bardziej przypominać większość spotkań Milanu w ostatnich latach. Oprócz intensywności gry wyparowała także przewaga Dorii. W końcu Lapadulę zastąpić musiał Carlos Bacca. Zmiennika o tej wartości trudno szukać na ławce gospodarzy. Od momentu wejścia Kolumbijczyka czuć było w powietrzu, że pewnie w końówce uda mu się jakoś strzelić jedynego gola w meczu. Tak też się stało, choć także w tym spotkaniu Viviano potwierdził swoją świetną formę z poprzedniej kolejki. Nie można też zapomnieć o bramce dla Sampdorii, której nie uznał jednak arbiter, a która dałaby blucerchiatim prowadzenie. Jeśli chodzi o gospodarzy trzeba po raz kolejny pochwalić młodych pomocników Linettiego i Torreirę. Szkoda, że obok nich nie widzimy w tym sezonie Roberto Soriano, bo od Włocha młodzi zawodnicy nauczyliby się pewnie dużo więcej, niż od np. Barreto. Na pewno dobrze w sezon nie wszedł jeszcze Denis Praet. Jego występ na pozycji Ricardo Alvareza był raczej przeciętny, na czym ucierpiał Quagliarella. Dla podopiecznych Giampaolo to druga porażka z rzędu i nastroje w Genui już tak dobre być nie mogą. Milan wygrywa i wcale nie potrzebuje do tego jakiegoś świetnego występu. Jest to na pewno wiadomośc pozytywna dla kibiców tego klubu. Wymęczonemu 1:0 z Samdporią daleko jednak do ogrania Starej Damy...




Lazio - Pescara

 (źródło: flashscore.com)

Drugie zwycięstwo w obecnym sezonie odniosło Lazio Rzym. Tym razem podopieczni Simone Inzaghiego pokonali pewnie na własnym obiekcie Pescare 3:0. Warto dodać, że na strzelenie trzech bramek "Biancocelesti" potrzebowali zaledwie dziewięć minut w drugiej połowie. W pierwszych trzech kwadransach najważniejszy do odnotowania jest niewykorzystany karny przez Memushaja. 29-letni Albańczyk posłał piłkę obok słupka bramki strzeżonej przez Federico Marchettiego. Druga połowa to już popis Lazio Rzym. W 67 minucie dośrodkowanie Felipe Andersona na bramkę zamienił Milinković-Savić, który pewnym strzałem głową pokonał Bizzarriego. 5 minut później mieliśmy już 2:0. Tym razem strzał głową na bramkę zamienił Stefan Radu, który otrzymał znakomite podanie od Cataldiego. Kropkę nad i w sobotnim spotkaniu postawił Ciro Immobile. Były napastnik Borussii Dortmund i hiszpańskiej Sevilli wykorzystał podanie od Keity Balde i z łatwością skierował piłkę do siatki. Wygrana Lazio dała awans na 4 pozycję w tabeli. Pescara z kolei jest dopiero 16. Gdyby nie 3 "oczka" za walkower z Sassuolo popularne "Delfiny" wraz z innym beniaminkiem z Crotone zamykali by ligowa tabele.

 

Napoli - Bologna

 (źródło: flashscore.com)

Maurizio Sarri nie jest specjalnie skory do rotowania składem, ale tym razem dał pograć Gabbiadiniemu, Striniciowi i Zielińskiemu. Obok tego drugiego nadal mówimy jednak o ludziach, którzy są blisko podstawowego składu. Nadal nie doczekaliśmy się pojawienia na murawie zawodników takich jak Diawara. Ten ostatni to oczywiście była gwiazda Bologni. Nawet bez niego druga linia rossoblu wygląda nieźle, i to nie tylko na papierze. Lepiej niż nieźle od początku prezentował się za to Lorenzo Insigne. Skrzydłowy Neaopolu był ruchliwy, aktywny, strzelał z dystansu, ale też dobrze obsługiwał swoich kolegów. To właśnie on rzucił przepiękną piłkę do Callejona przy golu Hiszpana na 1:0. Strzelec bramki był zresztą kolejną wyróżniającą się postacią pierwszej połowy. Potem jednak obaj atakujący trochę zgaśli. Nieźle prezentował się Chorwat Strinić, który potrafił podłączyć się lewą stroną i pomóc kolegom z ofensywy. Później zmienił go jednak Ghoulam i widać było, że to jednak trochę wyższy poziom. Jeszcze wyraźniej było to widać po Miliku i Gabbiadinim. Były zawodnik Sampdorii oddał chyba tylko jeden strzał na bramkę, a poza tym był prkatycznie bezużyteczny. Rywalizacja z Polakiem wyraźnie nie służy Manolo. Kompleksów nie ma natomiast Zieliński, który po raz kolejny wykorzystał szansę i dobrze pokazał się trenerowi. Wiadomo, że pierwszym wyborem i tak na razie pozostanie Allan, ale Piotrek również ma swoje atuty i coraz więcej do zaoferowania w drugiej linii azzurich. Dobra szybkość, otwierające podanie, mobilność - to wszystko atuty reprezentanta Polski. Musi on jednak wystrzegać się strat, bo jego rywale do miejsca w składzie piłki nie gubią praktycznie wcale. W sobotni wieczór w grze klubu spod Wezuwiusza dało się jednak wyczuć pewien minimalizm. Szczególnie widać to było na początku drugiej połowy. Bologna, która dysponuje przecież kilkoma ciekawymi piłkarzami, potrafiła to wykorzystać. Chociaż z drugiej strony gol dla gości padł po strzale z dystansu, a nie przygotowanej akcji. Strzelcem oczywiście Verdi, któremu w tym sezonie uderzanie z daleka wyraźnie idzie. I kiedy już Donadoni i spółka mogli planować sobie dalszą część meczu i liczyć na sprawienie niespodzianki, na boisku pojawił się  Milik. Następca Higuaina szybko po wejściu przywitał się z kochającymi go kibicami bramką na 2:1 (bardzo sprytną zresztą), a potem sam dołożył jeszcze jedną i ustalił wynik spotkania. Końcówka meczu była więc już tylko okazją do rozpływania się nad polskim snajperem. Bologna nie miała ochoty dalej walczyć, co oczywiście nie dziwi, po Napoli zaczęło swoją grę, polegającą na wymienianiu setek krótkich podań do najbliższego partnera. Co ciekawe, mimo słabszej gry w drugiej połowie Insigne i Callejona, na boisku nie pojawił się Mertens. Jeśli chodzi o gości to niestety trzeba wspomnieć o słabszym występie Kraftha, który dostał nawet czerwoną kartkę i całkowicie pogrzebał szansę swojej drużyny i Krejciego, który tym razem nie stworzył żadnego zagrożenia pod bramką rywali. Czesi na swojego Milika muszą jednak jeszcze poczekać...



Udinese - Chievo
 

 (źródło: flashscore.com)

Chievo Werona od zawsze słynie ze sprawiania niespodzianek i odbierania punktów najmocniejszym ekipom w przeciągu całego sezonu. Od początku tych rozgrywek gracze Chievo udowadniają, że chętnie zabiorą coś bogatym (Inter, Lazio), ale Janosikami to oni być nie zamierzają. Dziś ograbili z punktów przedstawiciela tej biedniejszej części ligi - Udinese. Czasy kiedy klub rodziny Pozzo rywalizował o grę w Lidze Mistrzów już minęły. Rzeczywistość jest dużo bardziej nieprzyjemna. Dla Udinese każdy punkt będzie bezcenny w walce o utrzymanie. Jeszcze w 81 minucie podopieczni Peppe Iachiniego trzymali w garści pełną pulę. Minutę później rozpoczął się ich dramat. Prowadzenie Zebrom w 25 minucie dał ten na którego wszyscy tam liczą, Duvan Zapata. Wykorzystał on świetne dośrodkowanie Hallfredssona i strzałem głową nie dał szans Sorrentino. Latające Osły tworzyły sobie więcej sytuacji już w 47 minucie Meggiorini mógł doprowadzić do remisu, ale dobrze jego strzał sparował na rzut rożny Karnezis. W 82 minucie Pelissier przytomnie przedłużył dośrodkowanie do Lucasa Castro, a jemu pozostało tylko umieścić piłkę w bramce z odległości około 1,5 metra. W doliczonym czasie gry goście sięgnęli po pełną pulę. Tym razem dogrywał Castro, a pozostawiony sam na piątym metrze Cacciatore musiał skorzystać z tego podania. Gole dla Chievo obnażyły ogromne braki w defensywie Udinese. Nie można rywali zostawiać tak osamotnionych nie tyle w polu karnym, co polu bramkowym! Sporo pracy więc przed Iachinim, bo tylko w miarę solidna obrona (nie mówimy już o obronie bezbłędnej bądź tylko solidnej) będzie w stanie pomóc Udine w utrzymaniu Serie A. A tydzień temu w Mediolanie było tak dobrze…. Natomiast tak punktujące Chievo spokojnie zaczepi się w środku tabeli.


Torino - Empoli


 (źródło: flashscore.com)

W Turynie spotkały się dwa zespoły własnego boiska. Tak Torino jak i Empoli wszystkie punkty w tym sezonie zdobyły w domu. Faworytem byli oczywiście gospodarze, którzy mają trochę bardziej ambitne plany niż spokojne utrzymanie. W tym meczu swojego zespołu z ławki rezerwowych nie mógł prowadzić Sinisa Mihajlović, co jest konsekwencją odesłania go na trybuny tydzień temu w Bergamo. Serb oglądał więc ten mecz z wysokości trybun i pomimo, że był w pracy to pewnie wynudził się tam tak samo jak reszta kibiców na Stadio Grande Torino i przed telewizorami. To gospodarze mieli więcej z gry, częściej gościli w polu karnym Łukasza Skorupskiego, ale nasz rodak poza obroną strzału Obiego z początku meczu i dosyć pracowitego doliczonego czasu gry do pierwszej połowy niewiele miał do roboty. Podobnie jego vis a vis. Hart pokazał swój kunszt w ósmej minucie kiedy obronił strzał  Bellusciego. Anglik miał też masę szczęścia (jak całe Torino) w 51 minucie kiedy Gilardino musiał tylko dostawić nogę metr przed pustą bramką żeby zdobyć gola, ale zabrakło mu obuwia większego tak o dwa numery. I to tyle. No jest jeszcze kolejna zła wiadomość dla kibiców Torino. W czwartej kolejce ich zespół trzeci raz dokonuje wymuszonej zmiany jeszcze w pierwszej połowie. Molinaro źle stanął i uszkodził sobie prawe kolano. Póki co jego sytuacja nie wygląda dobrze, bo boiska nie opuścił o własnych siłach. 

(źródło: calcionapoli24.it)



Sassuolo - Genoa 

(źródło: flashscore.com)

Sassuolo nie zwalnia tempa. Neroverdi pokonali przed własną publicznością Genoę 2:0 i zrównali się punktami z dzisiejszym rywalem. Piłkarze Eusebio Di Francesco przystąpili do niedzielnego spotkania 4.kolejki Serie A w znakomitych nastrojach po wygranym meczu Ligi Europy z Athletic Bilbao 3:0. Mimo wielu okazji w pierwszych 45 minutach bramki ujrzeliśmy dopiero w drugiej połowie. Pierwszy na listę strzelców wpisał się będący w wybornej formie Matteo Politano, który pewnie wykorzystał rzut karny podyktowany za faul Leonardo Pavolettiego na Gregoire’u Defrelu. Drugie trafienie dla Sassuolo to również zasługa wspomnianej dwójki graczy. W 66. minucie francuski snajper wykorzystał podanie od Matteo Politano i pokonał Mattię Perina, podwyższając wynik na 2:0. Drużynie gości mimo starań nie udało się pokonać Consigliego. W dodatku Genueńczycy kończyli spotkanie w „10” po tym jak drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał Miguel Veloso.

Crotone - Palermo
(źródło: flashscore.com)

W pojedynku na dole tabeli padł wynik jak najbardziej spodziewany, czyli remis. Dla kibiców pozytywem może być oczywiście jego bramkowy wymiar. Ogólnie na boisku działo się sporo, bo zawodnicy obu drużyn oddali łącznie ponad 15 strzałów na bramkę. Mogło być gorzej. Z wyniku bardziej zadowoleni są pewnie piłkarze Crotone, bo z perspektywy meczu byli jednak drużyną słabszą. Dość powiedzieć, że ich gol był jednocześnie jedyną celną próbą zaskoczenia Posaveca. Od początku pierwszej połowy kontrolę nad meczem zyskali goście i konsekwentnie do jego zakończenia powiększali przewagę w posiadaniu piłki i liczbie wymienionych podań. Najlepszym podaniem popisał się jednak piłkarz Crotone, a konkretnie Palladino. Skrzydłowy w 23 minucie świetnie odnalazł Falcinellego, ten wpadł z piłką w pole karne, wszedł w zwarcie z bramkarzem, a piłkę do pustej bramki wpakował Marcello Trotta. Szkoda, że to właśnie grającemu z numerem siedem pomocnikowi nie możemy zaliczyć asysty przy tym trafieniu. W drugiej połowie przewaga Palermo w posiadaniu piłki podskoczyła do prawie 70%. Taki obraz gry zaowocował w końcu bramką Ilji Nestorovskiego, również poprzedzonek dobrym podaniem kolegi, w tym przypadku Aleesamiego. Więcej jednak przyjezdni w tym spotkaniu nie zdziałali. Co więcej, Crotone w drugiej częsci drugiej połowy również potrafiło poprzez osoby Palladino i Falcinellego skonstruować coś ciekawego z przodu. Nie udało się jednak strzelić w światło bramki, nawet mimo tego, że na boisku już od wielu minut przebywał Goldaniga. Ciekaw jestem, jaką widownię przed telewizorami zgromadzili piłkarze obu drużyn. Na Stadio Adriatico pojawiło się bowiem zaledwie 800 kibiców. 


Cagliari - Atalanta

 (źródło: flashscore.com)

Jak tak dalej pójdzie to w przeciągu najbliższych miesięcy zdecydowana większość nowonarodzonych chłopców na Sardynii otrzyma imię Marco. O co chodzi? Oczywiście o skuteczność Marco Boriello i Marco Sau, którzy dziś dali Cagliari pierwsze zwycięstwo w Serie A od 31.05.2015 roku kiedy na pożegnanie z ligą Sardyńczycy ograli 4:3 Udinese. W tamtym meczu pierwszą bramkę zdobył Sau. Oba zespoły zaczęły ten mecz ze zmianami w bramce. Dla gospodarzy była ona wymuszona ponieważ Marco Storari musiał pauzować za czerwoną kartkę sprzed tygodnia. Gasperini natomiast stracił zaufanie do Sportiello i do bramki wstawił wypożyczonego z Lazio Berishę. Pierwszy skład w Cagliari stracił zaś Bartosz Salamon, którego zastąpił Luca Ceppitelli. Były gracz Parmy powrócił więc do grania, a Polak musi czekać na kolejną szansę, być może już w tym tygodniu kiedy zostanie rozegrana piąta kolejka? A co działo się na boisku? Berisha nie pomógł ekipie La Dea zdobyć nawet punktu. Czy można mieć do niego pretensje? Raczej nie, jeżeli ktoś będzie mocno naciskał to przyznamy, że przy golu na 3:0 z rzutu wolnego mógł zrobić więcej, ale na pewno Albańczyka nie ma co wskazywać jako głównego winowajcę porażki. Atalanta była dziś tak słaba, że nawet pomoc sędziego nic im nie dała. W 36 minucie arbiter Fabbri podyktował dla gości rzut karny za faul, który miał miejsce przed szesnastką. Ten prezent zmarnował jednak Paloschi strzelając w sam środek bramki (a może zachował się honorowo?). Beniaminek był dziś zdecydowanie lepszy, mógł wygrać wyżej, ale tak Boriello jak i Sau woleli chyba zostawić trochę amunicji na kolejne mecze. Przy okazji, bilans byłego napastnika Atalanty od kwietnia wygląda tak:
 (źródło: flashscore.com)


Idealna ilustracja dla hasła druga młodość. Ciekawe czy w Bergamo plują sobie w brodę, że tak łatwo go odpuścili latem?



Inter - Juventus
(źródło: flashscore.com)
223. Derby Italii zbiegły się w czasie z urodzinami legendy Interu – Ronaldo. Tego brazylijskiego, jak mówią niektórzy „prawdziwego”. Obie drużyny grały w środku tygodnia w pucharach. O ile bezbramkowy remis z Sevillą Juventusu to nie jeszcze nie tragedia, o tyle porażka Interu 2-0 z Hapoelem Beer-Sheva to prawdziwa kompromitacja. Wcześniej Mediolańczycy przegrywali w lidze z Chievo, remisowali z Palermo i szczęśliwie wygrywali z Pescarą. Natomiast mistrzowie z Turynu przed pojedynkiem z Sevillą trzykrotnie wygrywali w lidze kolejno z Fiorentiną, Lazio i Sassuolo. Dlatego i z 200 innych powodów faworytem tego meczu był Juventus.
Mecz lepiej rozpoczęli podopiecznie Maxa Allegriego. Szybki atak już na samym początku mógł przynieść bramkę, lecz Khedira był na pozycji spalonej. Przez następne minuty obraz tego spotkania mógł rozczarować kibiców żądnych wrażeń, za to amatorzy taktyki na pewno byli w siódmym niebie. Obie ekipy zafundowały widzom prawdziwe piłkarskie szachy. Benatia musiał opuścić boisko wskutek kontuzji, a jego miejsce zajął Barzagli i to było chyba najciekawsze wydarzenie. Dopiero po pół godziny gry coś się ruszyło. Rewelacyjną akcję przeprowadziło Juve. Przerzut przez całą szerokość boiska na lewą stronę zakończył się wspaniałą wrzutką w pole karne, gdzie kompletnie niepilnowany stał Sami Khedira. Zdziwieni obrońcy Interu mogli jedynie mieć nadzieję, że Niemiec się pomyli. Na ich szczęście główka pomocnika Juventusu była bardzo słaba, wręcz jak od niechcenia i czarno-niebiescy mogli odetchnąć z ulgą. Inter popędził z kontratakiem i bardzo bliski strzelenia gola był Icardi, który wygrał pojedynek z Chiellinim, który już myślał, że skasował zapędy Interu w tej akcji. Argentyński napastnik przejął piłkę tuż na skraju pola karnego i oddał fantastyczny strzał na bramkę Buffona, jednak na jego nieszczęście żywą legendę włoskiej piłki uratował słupek.  Kolejne minuty to tylko kolejne faule, rzuty wolne i zaledwie jeden groźny strzał autorstwa Miralema Pjanica, który tego meczu na pewno nie zaliczy do udanych. Z drugiej strony dobre zawody rozgrywał Medel i bardzo aktywny Icardi, którego poczynania z zaciekawieniem obserwował z wysokości trybun Gabigol, który będzie zapewne partnerował Argentyńczykowi w ataku. Fani Juventusu czekali na wejście na boisko Gonzalo Higuaina, od którego oczekiwało się wzorowego wywiązania z roli „jokera”.
W drugiej połowie bliski otwarcia wyniku był Dybala, jednak jego strzał zablokował Miranda, a Inter po chwili odpowiedział niezłym kontratakiem, jednak po centrostrzale Edera do piłki nie doszedł Icardi. W 52 minucie doszło do sytuacji absolutnie niecodziennej. Błąd przy interwencji popełnił Gianluigi Buffon! Kompletnie niegroźny, ale Gigi dał wszystkim znak, że jednak jest człowiekiem. Pierwsze kilkanaście minut drugiej połowy należało do Interu. Gospodarze byli lepiej zorganizowani, bardziej agresywni i grali z większym zaangażowaniem. Tymczasem Juventus wyglądał nieporadnie, tracił wiele piłek i nie potrafił wyjść poza swoją połowę boiska. 63 Minuta to fantastyczna akcja Interu i piękny strzał z powietrza Antonia Candrevy! Trafia obok bramki, ale dobre wrażenie jakie sprawia Inter w drugiej połowie konkretyzuje się w kolejnych akcjach ofensywnych. Tym większym zaskoczeniem była bramka, którą zdobył minutę później Stephan Lichtsteiner! Świetna wrzutka Alexa Sandro z lewej strony pola karnego i Szwajcar bez problemu umieszcza piłkę w bramce! Cyniczna, wyrachowana gra Juventusu! Alex Sandro wykorzystał bierność defensorów Interu. Ależ już chwilę później Mauro Icardi wyrównał! Argentyńczyk wygrał walkę w powietrzu z Mandzukicem i po wrzutce z rzutu rożnego strzela gola głową! To już trzeci raz w tym sezonie, gdy Juventus traci gola po kornerze. Mediolańczycy poczuli krew i na boisku pojawił się Perisić by zdynamizować lewą stronę boiska. Do kontrowersji doszło, gdy Icardi był zatrzymywany przez Chielliniego w polu karnym dziwnych chwytem za twarz… Sędzia nie dopatrzył się tam faulu, ale można się spodziewać, że sytuacja będzie nieraz roztrząsana we włoskich mediach. Chwilę później na boisku pojawili się Higuain oraz Melo. W 78 minucie rewelacyjna akcja Interu! Perisić strzela gola po świetnej wrzutce Icardiego, który nie zraził się tym, że sam nie strzelił. Fantastycznie powalczył o piłkę i doskonale dograł ją do Perisića, który zalicza prawdziwe wejście smoka zdobywając gola głową! Inter kontynuował swoje zakusy i raz po raz stwarzał zagrożenie pod bramką Buffona. Miangue wszedł za kontuzjowanego Santona, a Pjaca zmienił nie najlepiej grającego w tym meczu Chielliniego. Juventus postawił wszystko na jedną kartę starając się wyrównać. Niewiele brakło, a ta sztuka udałaby się Higuainowi. Jego strzał głową minął jednak bramkę Interu. Faul Melo przed samym polem karnym podniósł ciśnienie kibicom obu drużyn. Do piłki podszedł Miralem Pjanic, ale jego strzał przeleciał tuż nad poprzeczką. Juventus robił co mógł, ale to Inter przeprowadzał groźniejsze akcje. W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry Ever Banega, po całkiem dobrej grze i asyście musiał wykonać faul taktyczny, co w konsekwencji dało drugą żółtą kartkę dla pomocnika Interu i gospodarze musieli to spotkanie dokończyć w dziesiątkę. W 92 minucie zakotłowało się pod polem karnym Handanovica, ale sędzia odgwizdał faul na bramkarzu. Jeszcze jedną okazję mieli piłkarze Starej Damy, ale dobrze grający Miranda wyjaśnił sytuację i sensacja stała się faktem! Inter wygrywa z Juventusem w Derbach Italii! Wspaniała, emocjonująca druga połowa meczu i świetna wizytówka Serie A! Euforia na Giuseppe Meazza!
Fiorentina - Roma
 (źródło: flashscore.com)


Emocjonująco zapowiadało się ostatnie spotkanie tej kolejki gier Serie A. Stojąca przed szansą objęcia przodownictwa w tabeli Roma mierzyła się z Fiorentiną, która nie może początku sezonu uznać za udany. Viola walczyła o odrodzenie i impuls do wspinania się w górę tabeli. Od lutego nie wygrali dwóch meczów z rzędu, więc czas wreszcie uzyskać stabilizacje. Roma chciała zrehabilitować się po remisie w pucharach i zostać liderem, jednak by tego dokonać musieli wygrać na Artemio Franchi trzema golami.
Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem doszło do nieprzyjemnej sytuacji, gdy podczas minuty ciszy na cześć zmarłego byłego prezydenta i premiera Włoch do głosu doszli fanatycy Romy krzycząc głośno „Viola Viola Vaffanculo”. Już po pierwszych minutach gry widać było, że ciężkie 90 minut czeka Mohameda Salaha uznawanego we Florencji za zdrajcę. Każdy kontakt Egipcjanina z piłką był kwitowany głośnymi gwizdami. Pierwszą naprawdę dobrą sytuację miał Edin Dżeko. Nie wykorzystał jednak dobrej wrzutki Florenziego i jego strzał głową nie przyniósł gola. Dopiero w 25 minucie Fiorentina miała swoją okazję. Josip Ilicic popędził z piłką, jednak zamiast oddawać strzał holował ją zbyt długo i pogubił się w walce z obrońcą. Aktywny był Salah, ale równie żywotnii byli fani Violi, którzy nie ustępowali w wygwizdywaniu byłego piłkarza swojego klubu. Po pół godziny gry za głowę złapał się Dżeko, który nie zgadzał się z decyzją sędziego o niepodyktowaniu karnego dla Romy, ale powtórki pokazały, że Bośniak próbował wyłudzić jedenastkę. Swoją szansę miał w 37 minucie. Otrzymał świetne podanie i znalazł się w rewelacyjnej sytuacji. To już jednak norma, że ten zawodnik ma bardzo silną wewnętrzną potrzebę marnowania stuprocentowych sytuacji i tym razem również się jej poddał. Zamiast do bramki posłał piłkę na pewno na trybuny, a nie można wykluczyć, że nawet na parking pod stadionem. Roma większość czasu przeważała, ale Fiorentina raz po raz przeprowadzała kontry, które jednak nie przynosiły celnych strzałów na bramkę Wojciecha Szczęsnego. Raz po raz sędzia musiał używać gwizdka. Twarda, męska gra brała górę nad finezją i polotem. Mimo wielu prób z obu stron pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem, a o celownikach piłkarzy obu zespołów niech świadczy statystyka celnych strzałów – Fiorentina 0, Roma 1. Rzymianie na pewno mogą żałować dwóch rewelacyjnych sytuacji Dżeko. Gdyby tylko Bośniak trafił do bramki, zamiast na Youtube…
Druga połowa rozpoczęła się od mocnego uderzenia Fiorentiny. Milić doszedł do piłki w polu karnym i oddał mocny strzał w prawą stronę bramki, ale rewelacyjną interwencją ratuje Romę Szczęsny! Kolejną dobrą okazję miał Kalinić, jednak nie połapał się zupełnie w sytuacji i tuż przed bramkarzem piłka obijała mu się o nogi, gdy ten nie do końca wiedział gdzie się ona znajduje.  Roma swoją szansę miała dopiero w 63 minucie. Diego Perotti otrzymał dokładne podanie i oddał strzał ze skraju pola karnego, ale Ciprian Tatarusanu popisał się skuteczną interwencją.  W odpowiedzi Roma po rzucie rożnym doprowadziła do stuprocentowej sytuacji! Nikola Kalinic otrzymał idealne podanie na sam czubek nosa, a przed nim stał jedynie Szczęsny. Polak pewnie złapał piłkę delikatnie trąconą przez Kalinica. Wielki błąd w ustawieniu defensywy Rzymian, która może podziękować napastnikowi Violi, że nie popisał się w tej sytuacji. W 78 minucie na boisko wszedł przywitany gromkimi brawami Książe Rzymu – Francesco Totti. Luciano Spaletti miał nadzieję, że legenda Romy utrzyma swoją niesamowitą skuteczność (gol co 32 minuty gry) i ponownie da Giallorossim 3 punkty. Tymczasem to Radja Nainggolan mógł wyprowadzić Romę na prowadzenie! Piekielnie mocny strzał z boku pola karnego odbija się jednak od słupka! Chwilę po tym strzale do piłki przed polem karnym Szczęsnego dopada Milan Badelj i kapitalnym strzałem pokonuje polskiego bramkarza! Piłka jeszcze została przepuszczona między nogami przez Kalinica i odbija się od słupka! Piękna bramka dla gospodarzy na 7 minut przed końcem spotkania. Piłkę na wagę remisu miał na nodze najpierw Florenzi, a po chwili Totti, jednak żaden z nich nie dał gola. Fiorentina utrzymuje prowadzenie i zgarnia komplet punktów! Dobry, intensywny mecz na Artemio Franchi.
Na pozycję lidera po czwartej kolejce wskoczyło Napoli. Po lekkim falstarcie na otwarcie sezonu ekipa Sarriego wyraźnie się rozkręca, chociaż i tak w grze Milika i spółki widać nadal spore rezerwy. Drugi Juventus, trzecia Roma, czyli najwięksi przegrani czwartej kolejki. Ze ścisłego topu wypadły już kluby z Genui. Na podium byłoby natomiast Sassuolo, gdyby z Pescarą nie zagrał Ragusa.

 (źródło: flashscore.com)

Najlepszym strzelcem jak na razie Jose Maria Callejon, którzy rzeczywiście odblokował się na dobre po odejściu Gonzalo Higuaina. Kwestią czasu wydaje się być jednak wyprzedzenie Hiszpana przez Arkadiusza Milika. Najdroższy piłkarz w historii Serie A uzbierał jak dotąd trzy trafienia, chociaż pamiętajmy, że podobnie jak Polak nie zawsze wybiegał w podstawowym składzie.
 (źródło: flashscore.com)

Kolejna kolejka rozpocznie się już za kilkadziesiąt godzin! We wtorek Milan podejmie Lazio i będzie to jej naprawdę mocne otwarcie. Nie mniej ciekawie zapowiada się również zawsze emocjonujące starcie Genoi i Napoli. 
Redakcja

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna