Dopo la Giornata (4)
Czwarta kolejka Serie A to już historia. Bardzo szybko leci nam ten sezon, a co najważniejsze, szybko mija też czas podczas oglądania wielu spotkań, co świadczy o nich jak najlepiej. I tym razem raczej się nie nudziliśmy, szczególnie na meczach Milanu, Sassuolo, a także w hitach, czyli starciach Interu z Juventusem i Fiorentiny z Romą. Zapraszamy na podsumowanie czwartej serii gier włoskiej Serie A.
Sampdoria - Milan
(źródło: flashscore.com)
Lazio - Pescara
(źródło: flashscore.com)
Drugie zwycięstwo w obecnym sezonie odniosło
Lazio Rzym. Tym razem podopieczni Simone Inzaghiego pokonali pewnie na
własnym obiekcie Pescare 3:0.
Warto dodać, że na strzelenie trzech bramek "Biancocelesti" potrzebowali
zaledwie dziewięć minut w drugiej połowie.
W pierwszych trzech kwadransach najważniejszy do odnotowania jest
niewykorzystany karny przez Memushaja. 29-letni Albańczyk posłał piłkę
obok słupka bramki strzeżonej przez Federico Marchettiego.
Druga połowa to już popis Lazio Rzym. W 67 minucie dośrodkowanie Felipe
Andersona na bramkę zamienił Milinković-Savić, który pewnym strzałem
głową pokonał Bizzarriego.
5 minut później mieliśmy już 2:0. Tym razem strzał głową na bramkę
zamienił Stefan Radu, który otrzymał znakomite podanie od Cataldiego.
Kropkę nad i w sobotnim spotkaniu postawił Ciro Immobile. Były napastnik
Borussii Dortmund i hiszpańskiej Sevilli wykorzystał podanie od Keity
Balde i z łatwością skierował piłkę do siatki.
Wygrana Lazio dała awans na 4 pozycję w tabeli. Pescara z kolei jest
dopiero 16. Gdyby nie 3 "oczka" za walkower z Sassuolo popularne
"Delfiny" wraz z innym beniaminkiem z Crotone zamykali by ligowa tabele.
Napoli - Bologna
(źródło: flashscore.com)
Maurizio Sarri nie jest specjalnie skory do rotowania składem, ale tym
razem dał pograć Gabbiadiniemu, Striniciowi i Zielińskiemu. Obok tego
drugiego nadal mówimy jednak o ludziach, którzy są blisko podstawowego
składu. Nadal nie doczekaliśmy się pojawienia na murawie zawodników
takich jak Diawara. Ten ostatni to oczywiście była gwiazda Bologni.
Nawet bez niego druga linia rossoblu wygląda nieźle, i to nie tylko na
papierze. Lepiej niż nieźle od początku prezentował się za to Lorenzo
Insigne. Skrzydłowy Neaopolu był ruchliwy, aktywny, strzelał z dystansu,
ale też dobrze obsługiwał swoich kolegów. To właśnie on rzucił
przepiękną piłkę do Callejona przy golu Hiszpana na 1:0. Strzelec bramki
był zresztą kolejną wyróżniającą się postacią pierwszej połowy. Potem
jednak obaj atakujący trochę zgaśli. Nieźle prezentował się Chorwat
Strinić, który potrafił podłączyć się lewą stroną i pomóc kolegom z
ofensywy. Później zmienił go jednak Ghoulam i widać było, że to jednak
trochę wyższy poziom. Jeszcze wyraźniej było to widać po Miliku i
Gabbiadinim. Były zawodnik Sampdorii oddał chyba tylko jeden strzał na
bramkę, a poza tym był prkatycznie bezużyteczny. Rywalizacja z Polakiem
wyraźnie nie służy Manolo. Kompleksów nie ma natomiast Zieliński, który
po raz kolejny wykorzystał szansę i dobrze pokazał się trenerowi.
Wiadomo, że pierwszym wyborem i tak na razie pozostanie Allan, ale
Piotrek również ma swoje atuty i coraz więcej do zaoferowania w drugiej
linii azzurich. Dobra szybkość, otwierające podanie, mobilność - to
wszystko atuty reprezentanta Polski. Musi on jednak wystrzegać się
strat, bo jego rywale do miejsca w składzie piłki nie gubią praktycznie
wcale. W sobotni wieczór w grze klubu spod Wezuwiusza dało się jednak
wyczuć pewien minimalizm. Szczególnie widać to było na początku drugiej
połowy. Bologna, która dysponuje przecież kilkoma ciekawymi piłkarzami,
potrafiła to wykorzystać. Chociaż z drugiej strony gol dla gości padł po
strzale z dystansu, a nie przygotowanej akcji. Strzelcem oczywiście
Verdi, któremu w tym sezonie uderzanie z daleka wyraźnie idzie. I kiedy
już Donadoni i spółka mogli planować sobie dalszą część meczu i liczyć
na sprawienie niespodzianki, na boisku pojawił się Milik. Następca
Higuaina szybko po wejściu przywitał się z kochającymi go kibicami
bramką na 2:1 (bardzo sprytną zresztą), a potem sam dołożył jeszcze
jedną i ustalił wynik spotkania. Końcówka meczu była więc już tylko
okazją do rozpływania się nad polskim snajperem. Bologna nie miała
ochoty dalej walczyć, co oczywiście nie dziwi, po Napoli zaczęło swoją
grę, polegającą na wymienianiu setek krótkich podań do najbliższego
partnera. Co ciekawe, mimo słabszej gry w drugiej połowie Insigne i
Callejona, na boisku nie pojawił się Mertens. Jeśli chodzi o gości to
niestety trzeba wspomnieć o słabszym występie Kraftha, który dostał
nawet czerwoną kartkę i całkowicie pogrzebał szansę swojej drużyny i
Krejciego, który tym razem nie stworzył żadnego zagrożenia pod bramką
rywali. Czesi na swojego Milika muszą jednak jeszcze poczekać...
Udinese - Chievo
(źródło: flashscore.com)
Chievo Werona od zawsze słynie ze sprawiania niespodzianek i odbierania punktów najmocniejszym ekipom w przeciągu całego sezonu. Od początku tych rozgrywek gracze Chievo udowadniają, że chętnie zabiorą coś bogatym (Inter, Lazio), ale Janosikami to oni być nie zamierzają. Dziś ograbili z punktów przedstawiciela tej biedniejszej części ligi - Udinese. Czasy kiedy klub rodziny Pozzo rywalizował o grę w Lidze Mistrzów już minęły. Rzeczywistość jest dużo bardziej nieprzyjemna. Dla Udinese każdy punkt będzie bezcenny w walce o utrzymanie. Jeszcze w 81 minucie podopieczni Peppe Iachiniego trzymali w garści pełną pulę. Minutę później rozpoczął się ich dramat. Prowadzenie Zebrom w 25 minucie dał ten na którego wszyscy tam liczą, Duvan Zapata. Wykorzystał on świetne dośrodkowanie Hallfredssona i strzałem głową nie dał szans Sorrentino. Latające Osły tworzyły sobie więcej sytuacji już w 47 minucie Meggiorini mógł doprowadzić do remisu, ale dobrze jego strzał sparował na rzut rożny Karnezis. W 82 minucie Pelissier przytomnie przedłużył dośrodkowanie do Lucasa Castro, a jemu pozostało tylko umieścić piłkę w bramce z odległości około 1,5 metra. W doliczonym czasie gry goście sięgnęli po pełną pulę. Tym razem dogrywał Castro, a pozostawiony sam na piątym metrze Cacciatore musiał skorzystać z tego podania. Gole dla Chievo obnażyły ogromne braki w defensywie Udinese. Nie można rywali zostawiać tak osamotnionych nie tyle w polu karnym, co polu bramkowym! Sporo pracy więc przed Iachinim, bo tylko w miarę solidna obrona (nie mówimy już o obronie bezbłędnej bądź tylko solidnej) będzie w stanie pomóc Udine w utrzymaniu Serie A. A tydzień temu w Mediolanie było tak dobrze…. Natomiast tak punktujące Chievo spokojnie zaczepi się w środku tabeli.
Torino - Empoli
(źródło: flashscore.com)
W Turynie spotkały się dwa zespoły własnego boiska. Tak Torino jak i
Empoli wszystkie punkty w tym sezonie zdobyły w domu. Faworytem byli
oczywiście gospodarze, którzy mają trochę bardziej ambitne plany niż
spokojne utrzymanie. W tym meczu swojego zespołu z ławki rezerwowych nie
mógł prowadzić Sinisa Mihajlović, co jest konsekwencją odesłania go na
trybuny tydzień temu w Bergamo. Serb oglądał więc ten mecz z wysokości
trybun i pomimo, że był w pracy to pewnie wynudził się tam tak samo jak
reszta kibiców na Stadio Grande Torino i przed telewizorami. To
gospodarze mieli więcej z gry, częściej gościli w polu karnym Łukasza
Skorupskiego, ale nasz rodak poza obroną strzału Obiego z początku meczu
i dosyć pracowitego doliczonego czasu gry do pierwszej połowy niewiele
miał do roboty. Podobnie jego vis a vis. Hart pokazał swój kunszt w
ósmej minucie kiedy obronił strzał Bellusciego. Anglik miał też masę
szczęścia (jak całe Torino) w 51 minucie kiedy Gilardino musiał tylko
dostawić nogę metr przed pustą bramką żeby zdobyć gola, ale zabrakło mu
obuwia większego tak o dwa numery. I to tyle. No jest jeszcze kolejna
zła wiadomość dla kibiców Torino. W czwartej kolejce ich zespół trzeci
raz dokonuje wymuszonej zmiany jeszcze w pierwszej połowie. Molinaro źle
stanął i uszkodził sobie prawe kolano. Póki co jego sytuacja nie
wygląda dobrze, bo boiska nie opuścił o własnych siłach.
(źródło:
calcionapoli24.it)
Sassuolo - Genoa
(źródło: flashscore.com)
Sassuolo nie zwalnia tempa. Neroverdi pokonali
przed własną publicznością Genoę 2:0 i zrównali się punktami z
dzisiejszym rywalem.
Piłkarze Eusebio Di Francesco przystąpili do niedzielnego spotkania
4.kolejki Serie A w znakomitych nastrojach po wygranym meczu Ligi Europy
z Athletic Bilbao 3:0.
Mimo wielu okazji w pierwszych 45 minutach bramki ujrzeliśmy dopiero w
drugiej połowie. Pierwszy na listę strzelców wpisał się będący w
wybornej formie Matteo Politano, który pewnie wykorzystał rzut karny
podyktowany za faul Leonardo Pavolettiego na Gregoire’u Defrelu.
Drugie trafienie dla Sassuolo to również zasługa wspomnianej dwójki
graczy. W 66. minucie francuski snajper wykorzystał podanie od Matteo
Politano i pokonał Mattię Perina, podwyższając wynik na 2:0.
Drużynie gości mimo starań nie udało się pokonać Consigliego. W dodatku
Genueńczycy kończyli spotkanie w „10” po tym jak drugą żółtą, a w
konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał Miguel Veloso.
Crotone - Palermo
(źródło: flashscore.com)
W pojedynku na dole tabeli padł wynik jak najbardziej spodziewany, czyli
remis. Dla kibiców pozytywem może być oczywiście jego bramkowy wymiar.
Ogólnie na boisku działo się sporo, bo zawodnicy obu drużyn oddali
łącznie ponad 15 strzałów na bramkę. Mogło być gorzej. Z wyniku bardziej
zadowoleni są pewnie piłkarze Crotone, bo z perspektywy meczu byli
jednak drużyną słabszą. Dość powiedzieć, że ich gol był jednocześnie
jedyną celną próbą zaskoczenia Posaveca. Od początku pierwszej połowy
kontrolę nad meczem zyskali goście i konsekwentnie do jego zakończenia
powiększali przewagę w posiadaniu piłki i liczbie wymienionych podań.
Najlepszym podaniem popisał się jednak piłkarz Crotone, a konkretnie
Palladino. Skrzydłowy w 23 minucie świetnie odnalazł Falcinellego, ten
wpadł z piłką w pole karne, wszedł w zwarcie z bramkarzem, a piłkę do
pustej bramki wpakował Marcello Trotta. Szkoda, że to właśnie grającemu z
numerem siedem pomocnikowi nie możemy zaliczyć asysty przy tym
trafieniu. W drugiej połowie przewaga Palermo w posiadaniu piłki
podskoczyła do prawie 70%. Taki obraz gry zaowocował w końcu bramką Ilji
Nestorovskiego, również poprzedzonek dobrym podaniem kolegi, w tym
przypadku Aleesamiego. Więcej jednak przyjezdni w tym spotkaniu nie
zdziałali. Co więcej, Crotone w drugiej częsci drugiej połowy również
potrafiło poprzez osoby Palladino i Falcinellego skonstruować coś
ciekawego z przodu. Nie udało się jednak strzelić w światło bramki,
nawet mimo tego, że na boisku już od wielu minut przebywał Goldaniga.
Ciekaw jestem, jaką widownię przed telewizorami zgromadzili piłkarze obu
drużyn. Na Stadio Adriatico pojawiło się bowiem zaledwie 800 kibiców.
Cagliari - Atalanta
(źródło: flashscore.com)
Jak tak dalej pójdzie to w przeciągu najbliższych miesięcy
zdecydowana większość nowonarodzonych chłopców na Sardynii otrzyma imię
Marco. O co chodzi? Oczywiście o skuteczność Marco Boriello i Marco Sau,
którzy dziś dali Cagliari pierwsze zwycięstwo w Serie A od 31.05.2015
roku kiedy na pożegnanie z ligą Sardyńczycy ograli 4:3 Udinese. W tamtym
meczu pierwszą bramkę zdobył Sau. Oba zespoły zaczęły ten mecz ze
zmianami w bramce. Dla gospodarzy była ona wymuszona ponieważ Marco
Storari musiał pauzować za czerwoną kartkę sprzed tygodnia. Gasperini
natomiast stracił zaufanie do Sportiello i do bramki wstawił
wypożyczonego z Lazio Berishę. Pierwszy skład w Cagliari stracił zaś
Bartosz Salamon, którego zastąpił Luca Ceppitelli. Były gracz Parmy
powrócił więc do grania, a Polak musi czekać na kolejną szansę, być może
już w tym tygodniu kiedy zostanie rozegrana piąta kolejka? A co działo
się na boisku? Berisha nie pomógł ekipie La Dea zdobyć nawet punktu. Czy
można mieć do niego pretensje? Raczej nie, jeżeli ktoś będzie mocno
naciskał to przyznamy, że przy golu na 3:0 z rzutu wolnego mógł zrobić
więcej, ale na pewno Albańczyka nie ma co wskazywać jako głównego
winowajcę porażki. Atalanta była dziś tak słaba, że nawet pomoc sędziego
nic im nie dała. W 36 minucie arbiter Fabbri podyktował dla gości rzut
karny za faul, który miał miejsce przed szesnastką. Ten prezent
zmarnował jednak Paloschi strzelając w sam środek bramki (a może
zachował się honorowo?). Beniaminek był dziś zdecydowanie lepszy, mógł
wygrać wyżej, ale tak Boriello jak i Sau woleli chyba zostawić trochę
amunicji na kolejne mecze. Przy okazji, bilans byłego napastnika
Atalanty od kwietnia wygląda tak:
![]() |
(źródło: flashscore.com)
|
Idealna ilustracja dla hasła druga młodość. Ciekawe czy w Bergamo plują sobie w brodę, że tak łatwo go odpuścili latem?
Inter - Juventus
(źródło: flashscore.com)
223. Derby Italii zbiegły się w czasie z urodzinami legendy Interu –
Ronaldo. Tego brazylijskiego, jak mówią niektórzy „prawdziwego”. Obie
drużyny grały w środku tygodnia w pucharach. O ile bezbramkowy remis z
Sevillą Juventusu to nie jeszcze nie tragedia, o tyle porażka Interu 2-0
z Hapoelem Beer-Sheva to prawdziwa kompromitacja. Wcześniej
Mediolańczycy przegrywali w lidze z Chievo, remisowali z Palermo i
szczęśliwie wygrywali z Pescarą. Natomiast mistrzowie z Turynu przed
pojedynkiem z Sevillą trzykrotnie wygrywali w lidze kolejno z
Fiorentiną, Lazio i Sassuolo. Dlatego i z 200 innych powodów faworytem
tego meczu był Juventus.
Mecz lepiej rozpoczęli
podopiecznie Maxa Allegriego. Szybki atak już na samym początku mógł
przynieść bramkę, lecz Khedira był na pozycji spalonej. Przez następne
minuty obraz tego spotkania mógł rozczarować kibiców żądnych wrażeń, za
to amatorzy taktyki na pewno byli w siódmym niebie. Obie ekipy
zafundowały widzom prawdziwe piłkarskie szachy. Benatia musiał opuścić
boisko wskutek kontuzji, a jego miejsce zajął Barzagli i to było chyba
najciekawsze wydarzenie. Dopiero po pół godziny gry coś się ruszyło.
Rewelacyjną akcję przeprowadziło Juve. Przerzut przez całą szerokość
boiska na lewą stronę zakończył się wspaniałą wrzutką w pole karne,
gdzie kompletnie niepilnowany stał Sami Khedira. Zdziwieni obrońcy
Interu mogli jedynie mieć nadzieję, że Niemiec się pomyli. Na ich
szczęście główka pomocnika Juventusu była bardzo słaba, wręcz jak od
niechcenia i czarno-niebiescy mogli odetchnąć z ulgą. Inter popędził z
kontratakiem i bardzo bliski strzelenia gola był Icardi, który wygrał
pojedynek z Chiellinim, który już myślał, że skasował zapędy Interu w
tej akcji. Argentyński napastnik przejął piłkę tuż na skraju pola
karnego i oddał fantastyczny strzał na bramkę Buffona, jednak na jego
nieszczęście żywą legendę włoskiej piłki uratował słupek. Kolejne
minuty to tylko kolejne faule, rzuty wolne i zaledwie jeden groźny
strzał autorstwa Miralema Pjanica, który tego meczu na pewno nie zaliczy
do udanych. Z drugiej strony dobre zawody rozgrywał Medel i bardzo
aktywny Icardi, którego poczynania z zaciekawieniem obserwował z
wysokości trybun Gabigol, który będzie zapewne partnerował
Argentyńczykowi w ataku. Fani Juventusu czekali na wejście na boisko
Gonzalo Higuaina, od którego oczekiwało się wzorowego wywiązania z roli
„jokera”.
W drugiej połowie bliski otwarcia wyniku był
Dybala, jednak jego strzał zablokował Miranda, a Inter po chwili
odpowiedział niezłym kontratakiem, jednak po centrostrzale Edera do
piłki nie doszedł Icardi. W 52 minucie doszło do sytuacji absolutnie
niecodziennej. Błąd przy interwencji popełnił Gianluigi Buffon!
Kompletnie niegroźny, ale Gigi dał wszystkim znak, że jednak jest
człowiekiem. Pierwsze kilkanaście minut drugiej połowy należało do
Interu. Gospodarze byli lepiej zorganizowani, bardziej agresywni i grali
z większym zaangażowaniem. Tymczasem Juventus wyglądał nieporadnie,
tracił wiele piłek i nie potrafił wyjść poza swoją połowę boiska. 63
Minuta to fantastyczna akcja Interu i piękny strzał z powietrza Antonia
Candrevy! Trafia obok bramki, ale dobre wrażenie jakie sprawia Inter w
drugiej połowie konkretyzuje się w kolejnych akcjach ofensywnych. Tym
większym zaskoczeniem była bramka, którą zdobył minutę później Stephan
Lichtsteiner! Świetna wrzutka Alexa Sandro z lewej strony pola karnego i
Szwajcar bez problemu umieszcza piłkę w bramce! Cyniczna, wyrachowana
gra Juventusu! Alex Sandro wykorzystał bierność defensorów Interu. Ależ
już chwilę później Mauro Icardi wyrównał! Argentyńczyk wygrał walkę w
powietrzu z Mandzukicem i po wrzutce z rzutu rożnego strzela gola głową!
To już trzeci raz w tym sezonie, gdy Juventus traci gola po kornerze.
Mediolańczycy poczuli krew i na boisku pojawił się Perisić by
zdynamizować lewą stronę boiska. Do kontrowersji doszło, gdy Icardi był
zatrzymywany przez Chielliniego w polu karnym dziwnych chwytem za twarz…
Sędzia nie dopatrzył się tam faulu, ale można się spodziewać, że
sytuacja będzie nieraz roztrząsana we włoskich mediach. Chwilę później
na boisku pojawili się Higuain oraz Melo. W 78 minucie rewelacyjna akcja
Interu! Perisić strzela gola po świetnej wrzutce Icardiego, który nie
zraził się tym, że sam nie strzelił. Fantastycznie powalczył o piłkę i
doskonale dograł ją do Perisića, który zalicza prawdziwe wejście smoka
zdobywając gola głową! Inter kontynuował swoje zakusy i raz po raz
stwarzał zagrożenie pod bramką Buffona. Miangue wszedł za kontuzjowanego
Santona, a Pjaca zmienił nie najlepiej grającego w tym meczu
Chielliniego. Juventus postawił wszystko na jedną kartę starając się
wyrównać. Niewiele brakło, a ta sztuka udałaby się Higuainowi. Jego
strzał głową minął jednak bramkę Interu. Faul Melo przed samym polem
karnym podniósł ciśnienie kibicom obu drużyn. Do piłki podszedł Miralem
Pjanic, ale jego strzał przeleciał tuż nad poprzeczką. Juventus robił co
mógł, ale to Inter przeprowadzał groźniejsze akcje. W ostatniej minucie
regulaminowego czasu gry Ever Banega, po całkiem dobrej grze i asyście
musiał wykonać faul taktyczny, co w konsekwencji dało drugą żółtą kartkę
dla pomocnika Interu i gospodarze musieli to spotkanie dokończyć w
dziesiątkę. W 92 minucie zakotłowało się pod polem karnym Handanovica,
ale sędzia odgwizdał faul na bramkarzu. Jeszcze jedną okazję mieli
piłkarze Starej Damy, ale dobrze grający Miranda wyjaśnił sytuację i
sensacja stała się faktem! Inter wygrywa z Juventusem w Derbach Italii!
Wspaniała, emocjonująca druga połowa meczu i świetna wizytówka Serie A!
Euforia na Giuseppe Meazza!
Fiorentina - Roma
(źródło: flashscore.com)
Emocjonująco zapowiadało się ostatnie spotkanie tej kolejki gier
Serie A. Stojąca przed szansą objęcia przodownictwa w tabeli Roma
mierzyła się z Fiorentiną, która nie może początku sezonu uznać za
udany. Viola walczyła o odrodzenie i impuls do wspinania się w górę
tabeli. Od lutego nie wygrali dwóch meczów z rzędu, więc czas wreszcie
uzyskać stabilizacje. Roma chciała zrehabilitować się po remisie w
pucharach i zostać liderem, jednak by tego dokonać musieli wygrać na
Artemio Franchi trzema golami.
Jeszcze przed pierwszym
gwizdkiem doszło do nieprzyjemnej sytuacji, gdy podczas minuty ciszy na
cześć zmarłego byłego prezydenta i premiera Włoch do głosu doszli
fanatycy Romy krzycząc głośno „Viola Viola Vaffanculo”. Już po
pierwszych minutach gry widać było, że ciężkie 90 minut czeka Mohameda
Salaha uznawanego we Florencji za zdrajcę. Każdy kontakt Egipcjanina z
piłką był kwitowany głośnymi gwizdami. Pierwszą naprawdę dobrą sytuację
miał Edin Dżeko. Nie wykorzystał jednak dobrej wrzutki Florenziego i
jego strzał głową nie przyniósł gola. Dopiero w 25 minucie Fiorentina
miała swoją okazję. Josip Ilicic popędził z piłką, jednak zamiast
oddawać strzał holował ją zbyt długo i pogubił się w walce z obrońcą.
Aktywny był Salah, ale równie żywotnii byli fani Violi, którzy nie
ustępowali w wygwizdywaniu byłego piłkarza swojego klubu. Po pół godziny
gry za głowę złapał się Dżeko, który nie zgadzał się z decyzją sędziego
o niepodyktowaniu karnego dla Romy, ale powtórki pokazały, że Bośniak
próbował wyłudzić jedenastkę. Swoją szansę miał w 37 minucie. Otrzymał
świetne podanie i znalazł się w rewelacyjnej sytuacji. To już jednak
norma, że ten zawodnik ma bardzo silną wewnętrzną potrzebę marnowania
stuprocentowych sytuacji i tym razem również się jej poddał. Zamiast do
bramki posłał piłkę na pewno na trybuny, a nie można wykluczyć, że nawet
na parking pod stadionem. Roma większość czasu przeważała, ale
Fiorentina raz po raz przeprowadzała kontry, które jednak nie przynosiły
celnych strzałów na bramkę Wojciecha Szczęsnego. Raz po raz sędzia
musiał używać gwizdka. Twarda, męska gra brała górę nad finezją i
polotem. Mimo wielu prób z obu stron pierwsza połowa zakończyła się
bezbramkowym remisem, a o celownikach piłkarzy obu zespołów niech
świadczy statystyka celnych strzałów – Fiorentina 0, Roma 1. Rzymianie
na pewno mogą żałować dwóch rewelacyjnych sytuacji Dżeko. Gdyby tylko
Bośniak trafił do bramki, zamiast na Youtube…
Druga połowa
rozpoczęła się od mocnego uderzenia Fiorentiny. Milić doszedł do piłki w
polu karnym i oddał mocny strzał w prawą stronę bramki, ale rewelacyjną
interwencją ratuje Romę Szczęsny! Kolejną dobrą okazję miał Kalinić,
jednak nie połapał się zupełnie w sytuacji i tuż przed bramkarzem piłka
obijała mu się o nogi, gdy ten nie do końca wiedział gdzie się ona
znajduje. Roma swoją szansę miała dopiero w 63 minucie. Diego Perotti
otrzymał dokładne podanie i oddał strzał ze skraju pola karnego, ale
Ciprian Tatarusanu popisał się skuteczną interwencją. W odpowiedzi Roma
po rzucie rożnym doprowadziła do stuprocentowej sytuacji! Nikola
Kalinic otrzymał idealne podanie na sam czubek nosa, a przed nim stał
jedynie Szczęsny. Polak pewnie złapał piłkę delikatnie trąconą przez
Kalinica. Wielki błąd w ustawieniu defensywy Rzymian, która może
podziękować napastnikowi Violi, że nie popisał się w tej sytuacji. W 78
minucie na boisko wszedł przywitany gromkimi brawami Książe Rzymu –
Francesco Totti. Luciano Spaletti miał nadzieję, że legenda Romy utrzyma
swoją niesamowitą skuteczność (gol co 32 minuty gry) i ponownie da
Giallorossim 3 punkty. Tymczasem to Radja Nainggolan mógł wyprowadzić
Romę na prowadzenie! Piekielnie mocny strzał z boku pola karnego odbija
się jednak od słupka! Chwilę po tym strzale do piłki przed polem karnym
Szczęsnego dopada Milan Badelj i kapitalnym strzałem pokonuje polskiego
bramkarza! Piłka jeszcze została przepuszczona między nogami przez
Kalinica i odbija się od słupka! Piękna bramka dla gospodarzy na 7 minut
przed końcem spotkania. Piłkę na wagę remisu miał na nodze najpierw
Florenzi, a po chwili Totti, jednak żaden z nich nie dał gola.
Fiorentina utrzymuje prowadzenie i zgarnia komplet punktów! Dobry,
intensywny mecz na Artemio Franchi.
Na pozycję lidera po czwartej kolejce wskoczyło Napoli. Po lekkim falstarcie na otwarcie sezonu ekipa Sarriego wyraźnie się rozkręca, chociaż i tak w grze Milika i spółki widać nadal spore rezerwy. Drugi Juventus, trzecia Roma, czyli najwięksi przegrani czwartej kolejki. Ze ścisłego topu wypadły już kluby z Genui. Na podium byłoby natomiast Sassuolo, gdyby z Pescarą nie zagrał Ragusa.
![]() |
(źródło: flashscore.com)
|
Najlepszym strzelcem jak na razie Jose Maria Callejon, którzy rzeczywiście odblokował się na dobre po odejściu Gonzalo Higuaina. Kwestią czasu wydaje się być jednak wyprzedzenie Hiszpana przez Arkadiusza Milika. Najdroższy piłkarz w historii Serie A uzbierał jak dotąd trzy trafienia, chociaż pamiętajmy, że podobnie jak Polak nie zawsze wybiegał w podstawowym składzie.
![]() |
(źródło: flashscore.com)
|
Kolejna kolejka rozpocznie się już za kilkadziesiąt godzin! We wtorek Milan podejmie Lazio i będzie to jej naprawdę mocne otwarcie. Nie mniej ciekawie zapowiada się również zawsze emocjonujące starcie Genoi i Napoli.
Redakcja
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna