wtorek, 18 października 2016

Doppo la Giornata (8)

Mecze reprezentacji za nami, pora więc sprawdzić, jak sobie piłkarze wracający z kadr poradzą w ligowej rzeczywistości. Rozkład jazdy na tę ósmą kolejkę w sumie podobny do ostatnich razów z Serie A. Mamy jakiś hit - tym razem oczywiście Napoli - Roma, mamy kilka spotkań typu Milan - Chievo, które są ciekawe nie ze względów historycznych itp., ale po prostu znajdują się obecnie w dobrej formie, starają się grać w piłkę i ją rozumieć. Oczywiście jak co tydzień ktoś musi zagrać z Crotone i z Palermo, choć akurat spotkanie tego ostatniego klubu mogło się w tym tygodniu podobać. Inna sprawa, że  odpowiedzialni za naprawdę strawny poniedziałek byli piłkarze jednej drużyny..


Napoli 1:3 Roma
Napoli po kontuzji Arkadiusza Milika zostało z jednym napastnikiem. Biorąc jednak pod uwagę jakość skrzydłowych i pomocników tego klubu, nie powinniśmy się specjalnie martwić o ofensywny potencjał drużyny Sarriego. Dokładnie to samo trzeba powiedzieć o Romie, z tym że Rzymianie mają oczywiście do dyspozycji Edina Dżeko, a ten w tym sezonie dobrał chyba odpowiednie soczewki i strzela regularnie. To wszystko zwiastowało bardzo dobry, otwarty mecz. Niestety zawodnicy ubrani na niebiesko nie spełnili oczekiwań. Napoli przeważało oczywiście, wymieiło więcej podań itd., ale kompletnie nic z nich nie wynikało. Manolo Gabbiadini nie zachwycał od początku, a czara goryczy w jego przypadku została przelana w momencie wejścia na boisko Driesa Mertensa. Boss neapolitańskiej ekipy wolał na środku ataku postawić na drobnego Belga, niż dysponującego dobrymi warunkami Włocha. Prawda jest jednak taka, że ani były piłkarz PSV, ani jego rywale w walce o bycie podstawowym skrzydłowym, również nie pozostawili po sobie najlepszego wrażenia. I o ile do słabszej formy Insigne możemy się już przyzwyczajać, to Callejon do tej pory tylko zachwycał, a z Romą już tak kolorowo nie było. Słabsza gra Napoli musiała jednak wynikać z dobrej postawy Rzymian. Rzeczywiście tak było. Może Naingollan może grać dużo lepiej, ale i tak w sobotę nakrył czapką Jorginho. Przede wszystkim Roma to jednak Dżeko i Salah. To ten duet sprawił, że ubrany elegenacko Spaletti mógł cieszyć się z trzech punktów. Szybkość Egipcjanina szła dzisiaj w parze z pomysłem i między innymi to pozwoliło Bośniakowi dwukrotnie pokonać Reinę.
Kilka słów napisać należy o Kalidou Koulibalim. Senegalski stoper z tego spotkania chciałby pamiętać tylko minutę 58, kiedy to strzałem głową po rzucie rożnym pokonał Wojciecha Szczęsnego. Wcześniej jednak nie był pewnym punktem swojej linii obrony. To jego wielki błąd doprowadził do objęcia prowadzenia przez Rzymian. Kiwanie się z Momo Salahem to naprawdę nie jest najlepszy pomysł. Widocznie K2 zaomniał o tym na chwilę, a w przypadku Egipcjanina chwila w zupełności wystarcza. Z dobrej strony popisał się też kolejny bardzo szybki piłkarz, a więc Florenzi. To on zanotował asystę przy drugim trafieniu Dżeko. Trzeci gol to już rajd Salaha.

Roma zagrała bardzo dobrze w tyłach. Napoli można dać rozgrywać w środku pola. W obecnej formie Jorginho, Allana czy nawet Hamsika klepanie Azzurich nie prowadzi do niczego groźnego. Tym bardziej, jeśli ma się w swoich szeregach takiego obrońcę jak Juan Jesus. Były stoper Interu rozegrał fantastyczną partię, blokując jeden strzał poprzednika za drugim.  W Napoli tak pewny nie był Maksimovic, a o K2 już wspomniałem. Tak, to był mecz zdecydowanie dla Romy, która odniosła zasłużone zwycięstwo.



Pescara 1:1 Sampdoria
 

 Kłopotów Marco Giampaolo ciąg dalszy. Plus jest na pewno taki, że mecz Sampy z Pescarą mógł się podobać. Bardzo dużo sytuacji bramkowych, rzut karny, czerwona kartka - wszystko to złożyło się na bardzo atrakcyjne dla postronnego widza spotkanie. Dla szkoleniowca genueńczyków to jednak marne pocieszenie. Sampdoria nie wygrała bowiem kolejnego meczu, tym razem gubiąc punkty na grającym w drugiej połowie w dziesiątkę beniaminku. Przypomnijmy, że rywal zza miedzy - a więc Genoa - ligowych nowicjuszy odprawiała z kwitkiem. Być może stąd wzięła się właśnie taka a nie inna pozycja Gryfonów w tabeli. Ciekawe, czy Doria zdobyłaby bramkę w tym spotkaniu, gdyby nie pomoc Hugo Campagnaro. To on otworzył wynik golem samobójczym i dał nadzieję kibicom gości.  Po zdobyciu prowadzenia nie udało się jednak Alvarezowi i spółce uspokoić meczu, czy też zyskać przewagi. Wręcz przeciwnie, Pescara zaczęła atakować i w końcu dopięła swego, a szczęśliwcem okazał się nie kto inny, niż Hugo Campagnaro. Na szczęście Giampaolo ma do dyspozycji wybornego bramkarza. Viviano wielokrotnie musiał ratować kolegom skórę i szło mu to bardzo dobrze. Szkoda tego błędu z Bologną, bo na pewno zaniży on ogólną ocenę Emiliano po rundzie, a może nawet i sezonie. Inna sprawa, że zawodnicy Dorii nie powinni w ogóle pozwolić przeciwnikom na stwarzanie takiej liczby sytuacji. Nie można oczywiście nie wspomnieć, że mieli też własne. Bizzari musiał jednak zaczarować bramkę, bo z ponad dwudziestu prób nic już nie wpadło do siatki. A była choćby poprzeczka bo pombie z woleja Torreiry. Najlepszą okazję w meczu miał rzecz jasna Caprari. Jego rzut karny okazał się jednak zbyt łatwy dla Viviano. Okazuje się więc, że genueńczycy w pewnym sensie mogą się z tego punktu cieszyć. Myślę jednak, że tego nie robią, bo takie mecze trzeba po prostu wygrywać. Ten sezon zaczął się bardzo dobrze, a obecnie Sampdoria nie gra dużo lepiej niż w zeszłym roku. Wzmocnienia, które na papierze wyglądały bardzo interesująco, okazują się jak na razie pudłami. Okej, Linetty jest chwalony, gra nieźle, Torreira to też jedno z małych objawień początku sezonu, ale z drugiej strony przecież ta złożona z nich pomoc nie potrafi zdominować środka pola w każdym meczu. Jeśli na dodatek Muriel straci formę na dobre, a Quagliarella nie zacznie strzelać drużynę z Luigi Ferraris czekają ciężkie czasy.





Juventus 2:1 Udinese 


Pisaliśmy w zapowiedzi, że zastanawia nas rozmiar wygranej Juventusu, a nie to czy mistrzowie Włoch w ogóle zwyciężą. I tutaj się nie pomyliliśmy bo bianconeri wygrali, ale wrażenie po sobie zostawili średnie łamane przez słabe. Dość powiedzieć, że pomimo pokonania rywala podopieczni Maxa Allegriego są ganieni. Zarzuca im się minimalizm, a nawet brak szacunku do rywala! O to ostatnie byśmy ich nie posądzali, ale fakt faktem, że wychodząc na prowadzenie 2:1 Juventus tempa już nie forsował, a do końca meczu zostawało jeszcze około 40 minut! No dobrze, ale jak doszło do tej wygranej? Zaczęło się od tąpnięcia bo goście tak naprawdę w pierwszej okazji zdobyli bramkę, której autorem był Jankto, ale bardzo pomogli mu w tym Hernasen i Buffon. Brazylijczyk idealnie podał prosto pod jego nogi w okolicach własnego pola karnego, a płaski strzał zbyt łatwo przepuścił Gigi. Nie jest to najlepszy czas dla niego, tydzień temu podarował bramkę Hiszpanom, a teraz sprezentował gola Udinese. Gwoli ścisłości trzeba oddać cesarzowi co cesarskie bo w samej końcówce to jego interwencja uratowała trzy punkty gospodarzom. Buffon więc pięknie odwzajemnił się kibicom za transparent jaki pojawił się na trybunach: „Nawet Superman jest czasem Clarkiem Kentem. Gigi zawsze będziesz naszym bohaterem.” Graczem, który odegrał główną rolę w meczu był jednak Paulo Dybala. Argentyńczyk dwukrotnie pokonał Karnezisa ze stojącej piłki i zwłaszcza gol na 1:1 kiedy pięknym strzałem z rzutu wolnego podciął rywalom skrzydła wart jest odnotowania. Będzie on rywalizował o miano bramki kolejki z trafieniami z meczu Chievo – Milan. Dybala zanotował więc pierwszy dublet w sezonie i zaczyna poprawiać swoje liczby co z pewnością cieszy wszystkich dobrze życzących Juventusowi. Stara Dama zanotowała czwarte zwycięstwo z rzędu, Udinese trzecią porażkę, ale ten mecz mógł wlać trochę otuchy w serca sympatyków klubu ze Stadio Friuli. Gra w obronie nie wyglądała już tak tragicznie jak za Iachiniego i w najbliższej kolejce można będzie oczekiwać po Udinese, że złapie trochę oddechu po ewentualnej wygranej z Pescarą. Juventus natomiast jedzie drugi raz w ciągu miesiąca na San Siro tym razem zmierzyć się z Milanem.


Lazio 1:1 Bologna 

Wiecie, że książki w XXI wieku można czytać nie tylko na papierze, ale dysponując odpowiednią aplikacją w telefonie można odtworzyć ich fragmenty na swoim smartfonie? Są takie pozycje, interaktywne aż do bólu. Dlaczego o tym wspominamy? Bo gdyby ktoś w taki sposób chciał wydać „Księgę przysłów polskich” to przy haśle „walić głową w mur” śmiało może zmieścić skrót z meczu Lazio – Bologna. Goście wyszli na prowadzenie stosunkowo wcześnie, bo w dziesiątej minucie, i bardzo łatwo – wykorzystując centrę z rzutu wolnego po której piłkę do sieci wepchnął Helander. Rzymianie mieli więc cały mecz żeby przechylić szalę na swoją korzyść aż w końcu cudem uratowali punkt po bramce w 97(!) minucie gry z rzutu karnego. Wcześniej strzelec gola, Immobile, obił słupek, a Milinković-Savić zaprzepaścił dwie wyborne okazje. Pierwszą z nich odbił Angelo da Costa, który dwoił się i troił w bramce gości. Nie dał się nawet pokonać… własnemu obrońcy zatrzymując piłkę tuż przed tym jak minęłaby całym obwodem linię bramkową. Dla tych, którzy grali kiedyś w kapsle stwierdzenie, że „piłka trzymała się linii ząbkami” powinno unaocznić jak było blisko wyrównania. Tych, którzy nie kojarzą zapraszamy do skrótu meczu bądź książki Marcina Rosłonia: „Mowa trawa” tam jest wszystko ładnie wyjaśnione. Da Costa później bronił strzały Felipe Andersona, Immobile, ale przy rzucie karnym był już bezradny. Pretensje należy tutaj kierować do Maietty i przede wszystkim Masiny. Obaj obrońcy zamiast wybijać piłkę jak najdalej zastanawiali się kto powinien to zrobić. Z ich niezdecydowania skorzystał Wallace, który następnie został zahaczony przez Masinę. Lazio uratowało więc punkt w bardzo szczęśliwych okolicznościach, ale nie wykorzystało tym samym porażki Napoli i nie minęło go w tabeli.




Genoa 0:0 Empoli


Bezbramkowy remis to nie jest najciekawszy wynik piłkarskiego meczu. Na szczęście zawodnicy Genoi i Empoli pokazali nam troszkę więcej, niż ich koledzy po fachu w kolejnym opisywanym tutaj spotkaniu. Tak jak w przypadku Sampdorii, i tutaj czerwona kartka tylko teoretycznie powinna ustawić mecz. Tak naprawdę po wykluczeniu z gry Lazovicia (zachowanie skrzydłowego poniżej wszelkiej krytyki) obraz gry wiele się nie zmienił. Obie drużyny od czasu do czasu tworzyły nie najgorsze akcje, padały strzały na bramkę, ale ani Perin, ani bardzo pewny tego dnia Skorupski nie mieli tak naprawdę okazji do wykazania się. Dlaczego więc piszę o pewnym Skorupskim? Bo w jego interwencjach nie było widać żadnej nerwowości, bo niezwykle pewnie wychodził do zawieszanych nad polem karnym piłek. W końcu bo jest jednym z nielicznych jasnych punktów w Empoli, które do poziomu przeciętności sprowadziło już nawet Ricardo Saponarę. Łukasz może też mówić o szczęściu, bo Miguel Veloso miał tego dnia chrapkę na gola z dystansu, ale za każdym razem brakowało mu jednak trochę i nie trafiał w bramkę. Oczywiście przy linii bardzo denerwował się Ivan Juric. Szkoleniowiec widział, że to liczniejsze Empoli jest jak najbardziej do ogrania, wystarczy tylko staranniej wykonać ostatnie podanie. Niestety zabrakło tego i tym razem Simeone zakończył mecz z pustym licznikiem. Gościom oddajmy bardzo ładną wrzutkę i główkę w z drugiej polowy, po której piłka trafiła w poprzeczkę a potem została nawet dobita do bramki. Wcześniej sędzia pokazał jednak spalonego. Ogólnie mecz do zapomnienia, obu drużynom dopisujemy po punkcie, który w przypadku Empoli oznaczał będzie pewnie kłopoty do końca sezonu, a dla Genoi jest zachowaniem statusu quo w pozytywnym znaczeniu. Nadal zwycięstwo w zaległym meczu dla Gryfonom podium.




Fiorentina 0:0 Atalanta

Letni mecz został zaserwowany fanom calcio w niedzielne południe we Florencji. Zarówno gospodarze jak i goście stworzyli sobie kilka niezłych okazji do zdobycia gola, ale tak jedni i drudzy do siatki nie trafili ani razu i tak u jednych i drugich brakowało nam tego elementu zadziorności. Pójścia na wymianę ciosów tak do końca. Fiorentina początkowo stwarzała okazje przede wszystkim ze stałych fragmentów gry, ale Berisha radził sobie spokojnie z zażegnywaniem zagrożenia pod swoją bramką. Duet napastników Kalinić-Babacar, który pierwszy raz wyszedł razem od początku meczu nie funkcjonował tak jakby chciałPaulo Sousa. Z drugiej strony najwięcej zamieszania tworzył Kurtić i to między innymi jego strzał sprzed bramki wybił Astori. W drugiej części natomiast na wysokości zadania stanął obrońca Atalanty wybijając z linii strzał głową Sancheza. O sukcesie gospodarzy mógł jeszcze przesądzić na kwadrans przed końcem Kalinić, ale jego mocne uderzenie głową przy bliższym słupku przeleciało obok niego. Viola miała rozpocząć pogoń za czołówką ligową tymczasem zanotowała trzeci remis w ostatnich czterech starciach. Trzy oczka na dwanaście możliwych do zdobycia to bilans drużyny z nizin ligowej stawki gdzie zresztą florentczycy w tej chwili się znajdują wciąż oglądając plecy Atalanty, która po dwóch wygranych z rzędu notuje kolejny mecz bez przegranej. Za tydzień w Bergamo małe derby bo przyjeżdża Inter, Fiorentinę czeka zaś bardzo trudny wyjazd na Sardynię. 



Sassuolo 2:1 Crotone 






Sassuolo pokazało, że umie grać do końca. W meczu 8.kolejki Serie A z Crotone FC, Sassuolo długo przegrywało 0:1, jednak 120 sekund w drugiej połowie meczu wystarczyło „Neroverdim” by zgarnąć komplet punktów. Goście już po 80 sekundach spotkania na MAPEI Stadium prowadzili. Wypożyczony do beniaminka z Sassuolo, Diego Falcinelli wykorzystał dośrodkowanie Aleandro Rosiego notabene byłego obrońcy gospodarzy i popisał się dobrym strzałem nie dając żadnych szans Consigliemu. Crotone prowadziło z Sassuolo 1:0, ale było pewne to, że podopieczni Di Francesco tak łatwo się nie poddadzą. Kilka chwil później piłkarze Sassuolo mogli doprowadzić do remisu za sprawą Gregoire’a Defrela, który kapitalnie uderzył nożyczami, jednak piłka trafiła w poprzeczkę bramki strzeżonej przez Cordaza. Kilka minut doszło do kontrowersyjnej sytuacji. Defrel ponownie uderzał na bramkę gości, a piłkę ręką zatrzymał na linii bramkowej Clayton Dos Santos. Prowadzący to spotkanie Davide Massa uznał, że była ona „przy ciele” i nie odgwizdał rzutu karnego. Druga połowa spotkania rozpoczęła się podobnie co pierwsze 45 minut. Po szybkiej kontrze blisko podwyższenia wyniku był ponownie Diego Falcinelli. W równie szybkiej odpowiedzi Lorenzo Pellegrini uderzył na bramkę Crotone i podobnie jak Defrel obił poprzeczkę. Sassuolo szukało wyrównującej bramki i w końcu się udało. W 84. minucie swoją pierwszą bramkę w Serie A zdobył Stefan Sensi, który pewnym strzałem z narożnika pola karnego pokonał Cordaza. Kilkadziesiąt sekund później było już 2:1 dla gospodarzy. Podanie od Pellegriniego na bramkę zamienił Pietro Iemmello. Emocji do końca spotkania nie brakowało i ostatecznie 3 punkty zostały na MAPEI Stadium.





Inter 1:3 Cagliari
 
Na San Siro faworyt mógł być tylko jeden. Naszpikowany drogimi nabytkami Inter miał roznieść rywali na własnym stadionie. Oczy większości kibiców skierowane były w kierunku Mauro Icardiego, który ostatnio przeżywa ciężkie chwile w Mediolanie z powodu konfliktu z zagorzałymi kibicami Interu. Tym ciężej będzie mu po meczu poruszać się po mieście…
Kluczowym momentem tego spotkania dla tego piłkarza był rzut karny podyktowany za faul Bruno Alvesa. Icardi stał przed szansą na częściowe odkupienie, a na już na pewno na poprawienie sobie nastroju i wyprowadzenia swojej ekipy na prowadzenie. Jakże fatalnie musiał czuć się, gdy posłana przez niego z jedenastego metra piłka minęła bramkę. Nerazzuri nie ustawali jednak w atakach. Dobre zawody na prawej stronie boiska rozgrywał Candreva raz po raz wrzucając piłkę w pole karne. Po jednym z takich zagrać bliski szczęścia był J.Mario uderzając ładnym wolejem.
Druga połowa o dziwo rozpoczęła się od ataków gości. W bramce dwoił się i troił Handanović, który kilkukrotnie dokonywał prawdziwych cudów na linii, nikt jednak nie jest w stanie obronić dwóch, czy trzech dobitek. Obrońcy nie pomogli i piłka wpadła do siatki, na szczęście dla Interu sędzia gola nie uznał. W odpowiedzi Mediolańczycy przeprowadzili niezłą akcji i bramkę po dobitce własnego uderzenia zdobywa Joao Mario! Swoją fantastyczną okazję na wyrównanie zmarnował Di Gennaro, a może raczej trzeba ponownie pochwalić człowieka pająka – Samira Handanovica! Czapki z głów! Ale co nie udało się wcześniej, stało się w 71 minucie! Absolutnie kuriozalną bramkę zdobył Melchiorri! Tą bramkę można oglądać 60 razy, a i tak nie będzie w stanie do końca stwierdzić, co tam właściwie się stało… Sensacyjny remis na San Siro! Ale prawdziwy szok nadszedł w 85 minucie! Piłka, która miała być wrzutką zmyla Handanovica, który rozgrywał rewelacyjne do tego momentu spotkanie. Samobój bramkarza pogrąża Inter! Sensacja stała się faktem!




Palermo 1:4 Torino

17 października 2016 miał być wyjątkowy dla ekipy Palermo. Zespół z Sycylii po raz 1000. Rozegrać miał mecz w najwyższej klasie rozgrywkowej. I rozegrał. To tyle jeśli chodzi o święto. Na boisku istniało jedynie Torino.
Początek zaskoczył i mógł sprawić, że bardziej optymistyczni kibice uwierzyli w zwycięstwo gospodarzy. Już piątej minucie gola zdobył bowiem Chochev! Rzut rożny zakończony został niezłym strzałem z głowy w lewy dolny róg bramki i Palermo dość sensacyjnie prowadziło z Torino. Odpowiedź przyszła dwadzieścia minut później. Najpierw piłkę w siatce umieścił Falque, ale sędzia odgwizdał spalonego. To jednak Hiszpana nie zraziło i dwie minuty później zaliczył asystę przy golu Adema Ljalica. Piękny strzał Serba znalazł lewe okienko bramki i mieliśmy remis! To był zresztą jego mecz. W 40 minucie zaliczył kolejne piękne trafienie i Turyńczycy objęli prowadzenie. Gościom nie wystarczało skromne prowadzenie i w doliczonym czasie pierwszej połowy swoją bramkę strzelił Marco Benassi! Fantastyczna dyspozycja Byków!
W drugiej połowie Torino kontynuowało ostrzeliwanie bramki gospodarzy. Momentami wyglądało to, jak egzekucja skazańca przez cały pluton. Dzieła dokończył Baselli i mieliśmy 1-4. Palermo było kompletnie bezradne, a najlepszym podsumowaniem ich dyspozycji niech będzie fakt, że w 86 minucie na stadionie zgodnie z powiedzeniem „ostatni gasi światło” wysiadło zasilanie oświetlenia. Sytuację próbowali ratować kibice, którzy włączyli smartphony starając się rzucić na ten dramat trochę światła. Bezapelacyjne zwycięstwo Torino, przygnębiający jubileusz Palermo. 17 bramek Torino w 8 meczach musi budzić szacunek. Magia Mihajlovica?


***
Poniżej prezentujemy tabelę i klasyfikację strzelców. Na czele oczywiście Juve, Roma ale też niespodziewanie Milan czy Torino. Po dnie tabeli szoruje Crotone, ale jak słusznie zauważono, z Serie A spadają w tym roku dwie drużyny. Najlepszym strzelcem Edin Dżeko. Gol kolejki? Nikt nie przebije Carlosa Bacci ;)

(Wszystkie obrazki: flashscore.com)



 

piątek, 14 października 2016

Zapowiedź ósmej kolejki

(źródło: theitalianj0b.wordpress.com)

Opadł kurz po eliminacjach do Mistrzostw Świata więc wracamy na boiska ligowe. Powrót do Włoch będzie tym przyjemniejszy, że od razu będziemy mogli zobaczyć Derby del Sole, które już w sobotę o 15:00 rozpoczną ósmą kolejkę. Co poza tym? Ciekawie powinno być we Florencji gdzie przyjeżdża Atalanta. Lazio swoją dobrą dyspozycję będzie chciało podtrzymać w starciu z Bologną, a Chievo będzie chciało dać odpór Milanowi na Bentegodi. Kolejkę zakończy w poniedziałek wieczorem mecz na Sycylii: Palermo - Torino.

SOBOTA:

Napoli - Roma; transmisja w Eleven Sports od 14:55

(źródło: vogliadiroma.it)

Od początku sezonu polscy kibice ostrzyli sobie zęby na ten mecz. Milik i Zieliński kontra Szczęsny. Kiedy "Arkadiuszo" zaczął strzelać w barwach Partenopenei jak na zawołanie apetyt tylko rósł, a wzmagały go kolejne świetne interwencje bramkarza Romy. Niestety od prawie tygodnia musimy obejść się smakiem. Starcie Milika ze Szczęsnym nie odbędzie się w tym roku. Polski napastnik zerwał wiązadła w kolanie i obecnie, już po operacji, rozpoczął rehabilitację. Pozostaje nam więc czekać na rundę rewanżową i trzymać kciuki żeby Milik zdążył się wykurować. Nie oznacza to, że Derby del Sole straciły swój smak. Starcia Napoli z Romą zawsze pełne są emocji i walki i tak będzie zapewne także w sobotę. Z jednej strony Reina, Koulibaly, Hamsik, Mertens, Callejon, a przeciwko nim Szczęsny, Manolas, De Rossi, Strootman i Dżeko. Występ Nainggolana stoi pod znakiem zapytania, a Belg na pewno wniósłby poziom boiskowej walki jeszcze wyżej. Wydaje się, że to właśnie w drugiej linii spotkanie może się rozstrzygnąć i tu języczkiem u wagi może okazać się Piotr Zieliński. Neapolitańczcy w środę grają z Besiktasem w Lidze Mistrzów i teoretycznie Polak może wymieniać się miejscami z Allanem, ale stawiamy, że to Brazylijczyk wyjdzie z Romą od początku. Co paradoksalnie może dobrze wpłynąć na Zielińskiego. Od początku sezonu kiedy wchodzi z ławki daje on sporo zespołowi w ofensywie, a jego wigor przy zmęczonej i od początku rozgrywek niepewnej (zwłaszcza na wyjazdach) obronie Romy może okazać się decydujący. Jeżeli wspomnieliśmy już o grze obronnej rzymian to warto przypomnieć, że ona w trzech kolejnych meczach z Napoli pozostawała niepokonana. W zeszłym sezonie 0:0 i 1:0, a na wiosnę 2015 roku również było 1:0 dla Romy. Ostatnia wygrana Azzurrich z rywalem to jesień sezonu 2014/15 i 2:0 po golach Higuaina oraz Callejona. Giallorossi zaś poprzedni komplet punktów z San Paolo wywieźli dawno temu, bo w grudniu 2011 roku wygrywając 3:1.

Pescara - Sampdoria 18:00 (transmisja z opóźnieniem na Eleven Sports od 19:00)

Ostatnie pięć spotkań Pescary to kolejno (licząc od najwcześniejszego): porażka, porażka, remis, remis, porażka. Jeżeli tak samo wymieniać będziemy ostatnie pięć meczów Sampdorii to będzie jeszcze gorzej: porażka, porażka, porażka, porażka, remis. Nie dziwi więc, że drugie sobotnie starcie to rywalizacja sąsiadów w tabeli. Oba zespoły po pierwszych kolejkach były bardzo chwalone, wielu widziało w nich materiał na ciekawą historię, którą opowiedzą w tym sezonie. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Tak Delfiny jak i genueńczycy zakotwiczyli w dolnych rejonach tabeli i pierwsza myśl jaka przyświeca obu ekipom to jak najszybsze odskoczenie od strefy spadkowej. Massimo Oddo trzeźwo patrzy na świat i w wypowiedzi dla Sky Sport nie pozostawił wątpliwości o co gra jego drużyna: "Nie ma żadnego alarmu. Pescara gra tak jak można było przewidzieć w tym sezonie. Będziemy walczyć o utrzymanie do ostatniej minuty ostatniej kolejki."  I trzeba jasno powiedzieć, że wymagać czegoś więcej od beniaminka to szaleństwo. Pytanie tylko czy tak słabe punktowanie nie skłoni jego szefów do bardziej radykalnych rozwiązań? My sądzimy, że jeżeli w sobotę przegra Pescara to Odda jeszcze utrzyma posadę, ale jeżeli Sampdoria to Massimo Ferrero może zwolnić Marco Gianpaolo. W zeszłym sezonie Montella przejmować blucerchiatich co prawda po dwunastu kolejkach, ale mieli oni na koncie szesnaście oczek, a w analogicznym okresie czyli po siedmiu meczach aż jedenaście czyli cztery więcej niż obecnie. Zenga też nie miał za sobą serii czterech porażek z rzędu, a na rozkładzie Romę i remisy z Napoli i Interem. Karty Gianpaolo przy tamtych są więc słabiutkie.


Juventus - Udinese; transmisja w Eleven Sports od 20:40

(źrófło: calciomercato.com)


Czy efekt nowej miotły zadziała na Juventus w dodatku na wyjeździe? Śmiemy wątpić, ale to właśnie na J-Stadium Luigi Delneri zadebiutuje na ławce trenerskiej Udinese. Jego samego w Turynie nie wspominają zbyt dobrze. Kiedy w sezonie 2010/11 prowadził on Starą Damę nie udało mu się nawet awansować z nią do europejskich pucharów. Teraz jego wizyta w stolicy Piemontu nie wzbudza jednak żadnej nerwowości. Faworyt meczu jest jeden i pozostaje zastanawiać się raczej nie czy Juventus wygra, ale jak wysoko. Ot przetarcie przed Ligą Mistrzów, możliwość wystawienia kilku rezerwowych żeby rozprostowali kości. Co prawda to futbol i nie takie potknięcia on już widział, ale nic dwa razy się nie zdarza, a Udinese wygrało w Turynie w zeszłym sezonie. Limit chyba wyczerpało na kilka kolejnych lat.

NIEDZIELA: 

Fiorentina - Atalanta; transmisja Eleven Sports od 12:25

Mamy połowę października, a Viola egzystuje w dolnych rejonach tabeli. Jeżeli we Florencji chcą przynajmniej powtórzyć wynik z zeszłego sezonu czas zacząć punktować regularnie i przede wszystkim za trzy. Co ważne dla gospodarzy aż do końcówki listopada zagrają z zespołami teoretycznie od nich słabszymi kolejno: Atalanta, Cagliari, Crotone, Bologna, Sampdoria, Empoli. Jest więc gdzie i na kim zdobywać skalpy. Pierwsza okazja już w niedzielę. Atalnata póki co jest wyżej w tabeli niż ich najbliższy rywal, ale nawet gdyby ten mecz odbywał się w Bergamo to lekkim faworytem byliby podopieczni Paulo Sousy, a ponieważ grają w Toskanii są oni faworytem zdecydowanym. Tym bardziej, że ostatnia wygrana La Dea na Artemio Franchi to rok 1993! 1:0 po golu Perrone. Zresztą wszystkie siedem wygranych Atalanty we Florencji to wyniki 1:0. Począwszy od sezonu 1941/42 aż do wspomnianego 1993 roku.

Genoa - Empoli

(źródło: espncdn.com)


Gryfy graja bardzo solidnie w tym sezonie. Pomimo jednego spotkania rozegranego mniej plasują się tuż za strefą dającą promocję do europejskich pucharów, ale równocześnie są jedynie dwa punkty nad trzynastym Sassuolo. W niedzielę jednak powinni bardziej umocnić się w szeroko rozumianej czołówce gdyż podejmują słabiutkie Empoli. Zwracaliśmy już uwagę, że Toskańczycy nie strzelają bramek. Jedyne dwa trafienia zanotowali w jednym meczu, kontynuują passę trzech porażek z rzędu i na pewno nie są faworytami meczu w Genui. Każdy punkcik dla ekipy Łukasza Skorupskiego będzie tam sukcesem. Jeszcze w marcu tego roku dużo mocniejsze niż dziś Empoli przegrało na Luigi Ferraris 0:1 i tym razem powinno być podobnie. Ivan Jurić najprawdopodobniej nadal nie będzie mógł skorzystać z kontuzjowanego Pavogola, ale forma w jakiej znajduje się Simeone junior daje mu pewien komfort pracy. Młody Argentyńczyk strzelił w dwóch ostatnich meczach po bramce więc ma ich dokładnie tyle samo co całe Empoli. I to chyba prędzej on powiększy swój dorobek strzelecki niż rywale.

Inter - Cagliari; transmisja w Eleven Sport od 14:55

Mecz sąsiadów w tabeli bo dziewiąty Inter gra z dziesiątym Cagliari, ale to na pewno nikogo nie myli. Faworytem są gospodarze i jeżeli chcą grać o Ligę Mistrzów to nie mogą drugi raz z rzędu potknąć się na swoim obiekcie. Bo to, że Nerazzurri przegrali w Rzymie po bardzo dobrym meczu wszyscy wiedzą. Zabrakło tam szczęścia by chociaż wywieźć punkt, ale każdy w ich ekipie mógł spojrzeć w lustro po tamtym meczu. Co innego mecz wcześniejszy właśnie na San Siro gdzie nie udało się pokonać Bologny. Spore potknięcie wyczerpujące na jakiś czas limit strat punktów u siebie. Tym bardziej więc Cagliari powinno zostać odprawione z kwitkiem. Icardi nie został powołany na eliminacje Mistrzostw Świata więc spokojnie mógł się przygotowywać do meczu ligowego. To na nim opiera się atak mediolańczyków i opierać się będzie pewnie dopóki będzie grał w Interze. Cagliari znakomicie wykorzystało kalendarz jaki im sprzyjał przed przerwą na kadrę i zgarnęło komplet sześciu punktów w dwóch meczach u siebie. Problem w tym, że Sardyńczycy na  Stadio Sant'Elia punktują bardzo dobrze, ale poza nim fatalnie nie punktują wcale. Trzy wyjazdy, każdy zwieńczony porażką. Nie wróżymy by w Mediolanie miało się to zmienić. Fajnie byłoby jedynie zobaczyć Bartosza Salamona w dłuższym niż czterominutowy występie.

Lazio - Bologna

(źródło: gettyimages.com)


Bologna ma już pierwszy punkt zdobyty na wyjeździe (wspomniany wyżej remis z Interem) o kolejne powalczy na Stadio Olimpico z Lazio. Czy skutecznie? Jeżeli uda im się wyłączyć z gry Ciro Immobile i Keitę Balde to będzie pierwszy krok w kierunku dobrego rezultatu. Będzie to jednak bardzo trudne. Włoch do spółki z Senegalczykiem rozbili Udinese (dwa gole Immobile, jeden Keity) dodatkowo były król strzelców Serie A w minioną niedzielę również popisał się doppiettą, która uratowała trzy punkty dla Italii w Skopie. Ciro Immobile jest więc w świetnej dyspozycji, którą będzie chciał potwierdzić przeciwko Bolognii. Gościom chyba pomoże w końcu Umar Sadiq, który od tygodnia trenuje z drużyną i liczy na pierwsze powołanie do kadry meczowej, a ponieważ kontuzję leczy Mattia Destro jego szanse rosną. Dla niego potyczka z Lazio będzie tym ważniejsza, że jest przecież wychowankiem Romy.


Sassuolo - Crotone

Mecze z Crotone to dla każdego zespołu, póki co, przyjemny obowiązek. Do tej pory pokonać ich nie potrafiło jedynie Palermo i mamy wrażenie, że w niedzielę się to nie zmieni. Sassuolo chce walczyć o coś więcej niż tylko środek tabeli więc potyczka z Crotone powinna mieć przebieg bardzo jednostronny. Wciąż grać nie może Domenico Berrardi, ale znakomicie zastępuje go Gregoire Defrel, autor już czterech ligowych goli w tym sezonie. Francuz jest w gazie,a ponieważ nie trafił z Milanem to  na pewno głód goli mu doskwiera. Będzie to pierwszy mecz tych drużyn na poziomie Serie A, ale kilkukrotnie potykały się ze sobą na jej zapleczu. I zawsze na MAPEI Stadium wygrywali gospodarze. Zawsze strzelając dwie bramki. Warto się nad tym zastanowić jeżeli ktoś chce postawić jakieś pieniądze na ten mecz.

Chievo - Milan; transmija Eleven Sport od 20:40

(źródło: passion-acmilan.com/)

Nieprzypadkowo zapowiedź tego meczu ilustrujemy zdjęciem Valtera Birsy. W sezonie 2013/14 niewiele pograł w Milanie, zdobył zaledwie dwie bramki, generalnie więcej leczył się niż grał. Oddano go bez żalu do Chievo gdzie kłopoty ze zdrowiem go omijają i gdzie został liderem zespołu. Zdążył już w tym sezonie dwukrotnie skarcić Inter i na pewno ma ogromną ochotę to samo uczynić byłemu pracodawcy. Zresztą Chievo właśnie z takich niechcianych zawodników stworzyło zespół zadziwiający dziś całe Włochy. Więcej o Osiołkach i Rolando Maranie przeczytacie TUTAJ. Bardzo ciężko wskazać faworyta tego meczu, ale ponieważ ambicje większe są w Mediolanie to dodatkową presję nałożymy na gości. Chievo punktuje u siebie bardzo regularnie w trzech meczach zdobyło siedem oczek, a gościło dosyć mocne ekipy, poza Interem też Lazio i Sassuolo. Milan z kolei nadal nie zachwyca, ale chociaż punktuje. Ostatnie mecze to szczęśliwa wygrana z Sampdorią, szczęśliwy remis z Fiorentiną i szczęśliwe, aczkolwiek wywalczone, zwycięstwo 4:3 z Sassol. Pozwala to ekipie Montelli trzymać się blisko czołówki, co w połączeniu z zapowiadaną zimową ofensywą transferową może przynieść owoce na koniec sezonu. Nowi gracze będą musieli tylko podkręcić trochę tempo, a nie odrabiać straty do miejsc pucharowych. Tak to wygląda w teorii. Jak będzie w praktyce przekonamy się w styczniu i później. Póki co jednak wcielanie w życie tego planu będzie utrudnione przez kontuzję Riccardo Montolivo. Włoch odniósł taki sam uraz jak Arek Milik i czeka go równie długa przerwa w grze. Montolivo może nie notował wybitnych liczb jako środkowy pomocnik, no dobra nie notował żadnych, bo jedna asysta to tyle co nic. Był jednak ważnym ogniwem zarówno w zeszłym sezonie jak i w obecnym. A to, że utrzymał skład po zmianach trenerów jasno pokazuje, że spokój jaki wprowadzał w środkowej strefie był wartością nie do przecenienia. Zobaczymy teraz jak na jego absencję zareaguje drużyna. Bo zastąpić go z dnia na dzień będzie bardzo trudno.

PONIEDZIAŁEK:

Palermo - Torino; transmisja w Eleven od 20:40
(źródło: palermocalcio.it)


Teoretycznie przed Bykami najłatwiejszy wyjazd w sezonie. Z Sycylii każdy w obecnych rozgrywkach wracał uradowany z koszem pełnym pomarańczy punktów. Trzy mecze Palermo w roli gospodarza to trzy porażki. Wszystkie do zera. Gorzej niż Crotone, które nawet nie gra na swoim obiekcie! Jest więc spora szansa dla Belottiego i spółki na pierwszą wygraną na wyjeździe bo póki co w gościach uciułali tylko jeden punkcik, w Pescarze. Mamy więc przed sobą mecz drużyny, która całkiem solidnie punktuje na wyjeździe z zespołem własnego boiska. Dla obu lepiej gdyby to Torino było gospodarzem. Tak jednak nie jest i wspomniany Il Gallo zaliczy swoją drugą wizytę na Renzo Barbera od kiedy został stamtąd wytransferowany do Turynu. W poprzednim sezonie goście zwyciężyli tam 3:1, ale Belotti pomimo całego meczu nie miał udziału przy żadnym golu. Jeżeli chłopcy Sinisy Mihajlovicia chcą odnieść trzecie zwycięstwo z rzędu to bramki najlepszego strzelca są im potrzebne jak tlen. Zresztą szkoda byłoby zmarnować kapitał jaki udało się zebrać po wygranych z Romą i Fiorentiną tracąc punkty na Sycylii. Ale, ale jest też druga strona medalu, mianowicie rywal. Roberto De Zerbi dobrze wie, że kluczem do utrzymania są mecze domowe i teoretycznie to u siebie powinno zdobywać się jak najwięcej punktów. Torino to nie jest drużyna pokroju Juventusu i Napoli, które już gościły na Sycylii. Byki to rywal z którym trzeba podjąć walkę, zwłaszcza u siebie. Problemem dla gospodarzy może okazać się kontuzja jakiej doznał na zgrupowaniu chorwackiej młodzieżówki ich podstawowy bramkarz - Josip Posavec. Jego występ ligowy jeszcze tydzień temu był wykluczony, ale każdym dniem jest coraz bardziej prawdopodobny. Jeżeli nie będzie mógł zagrać szansę otrzymać powinien Andrea Fulignati, rówieśnik z doświadczeniem meczowym trzech występów w Serie B.
Tak na marginesie dla rosanero będzie to tysięczny mecz w historii w Serie A w związku z tym zawodnicy wyjdą na mecz w specjalnych koszulkach. 

poniedziałek, 10 października 2016

Chievo i Maran związek idealny na ostatniej prostej (?)


(źródło: fantacalciomag.it)


Początek sezonu 2016/17 to znakomity czas dla Chievo Werona. Gialloblu w siedmiu kolejkach zgromadzili trzynaście oczek i tylko dwukrotnie schodzili z boiska pokonani: we Florencji i w Neapolu więc w miejscach w których doliczanie sobie jakiejkolwiek zdobyczy punktowej z góry jest absolutnie wykluczone. Przyjrzymy się więc co takiego stało się w Weronie, że Chievo zamiast bić się o utrzymanie jest w czubie tabeli i jaka może czekać ich najbliższa przyszłość.


Chievo od 2007 roku występuje nieprzerwanie na boiskach Serie A. Zresztą sezon 2006/07 był jedynie jednorocznym przerywnikiem na jej zapleczu. Latające Osły wrosły w krajobraz elity od początku XXI wieku kiedy pierwszy raz w historii do niej awansowały. Kibice calcio zresztą na pewno pamiętają debiut werończyków na najwyższym szczeblu bo okraszony został piątą pozycją na finiszu i  awansem do Pucharu UEFA! Tamta ekipa pod batutą Lugiego Del Neri rozegrała świetny sezon naznaczony takimi wynikami jak m.in. ogranie Interu na San Siro czy Lazio u siebie. Zresztą rok później było też niewiele gorzej bo finisz ledwie dwie pozycje niżej był traktowany jako ogromny sukces. Jeszcze dziesięć lat temu udało się wywalczyć drugi awans do europejskich pucharów (na boisku Puchar UEFA, a po decyzjach władz ligi rozliczających calciopoli, nawet do eliminacji Ligi Mistrzów). Chievo jednak z roku na rok słabło, nie było w stanie powalczyć o coś więcej niż spokojne utrzymanie w lidze. Dość powiedzieć, że od momentu wspomnianego wyżej powrotu do elity tylko raz, w zeszłym sezonie, udało się Osiołkom wzlecieć na miejsce w pierwszej dziesiątce. W mieście Romea i Julii nikt nie ma wątpliwości, że jest to zasługa przede wszystkim Rolando Marana, trenera, który jednocześnie jest największym atutem Chievo. Nie było przypadkiem łączenie jego nazwiska latem z posadą w Lazio Rzym czy wręcz z obwieszczeniu w mediach jego „transferu” do Atalanty Bergamo. O tym epizodzie jednak za moment, teraz przedstawimy łysego szkoleniowca. 


(źródło: raadiogoal24.it)

Rolando Maran urodził się w 1963 roku w Trydencie i nie był wielkim piłkarzem, dość powiedzieć, że Serie B to najwyższy poziom na jaki był w stanie się wspiąć. Jednak, co w tym przypadku najważniejsze, na zaplecze włoskiej ekstraklasy awansował w 1994 roku z Chievo, którego barwy reprezentował nieprzerwanie od 1986 roku. Maran i Chievo to przez wiele lat był związek idealny. On dawał z siebie wszystko dla zespołu, w późniejszych latach nawet mu kapitanował, a gialloblu pozwalali mu realizować swoje cele i marzenia, oczywiście skrojone na potrzeby posiadanych umiejętności. Maran odszedł z Werony po rozegraniu dla nich ponad 300 spotkań w 1995 roku aby dograć jeszcze dwa lata w słabszych klubach bo po przekroczeniu trzydziestego roku życia jego możliwości gry w Serie B szybko się wyczerpywały. Nie spalił jednak za sobą  mostów. Już w 1997 roku wrócił do swojego klubu w charakterze drugiego trenera przy Silvio Baldinim. Pomimo, że ich współpraca trwała tylko rok to Maran wypowiada się o nim w samych superlatywach. W wywiadzie dla magazynu „Rivista Undici” Maran przyznaje, że to właśnie Baldini nauczył go jak trzymać dyscyplinę w grupie przy wzajemnym szacunku i współpracy. Baldiniego określa też jednym z niewielu przyjaciół jakich ma w świecie calcio i pomimo dość rzadkich już teraz kontaktów nic się w ich relacjach nie zmieniło. I to jest jedna z podstaw jego pracy jako szkoleniowca. Utrzymanie dyscypliny w drużynie i wzajemnego szacunku. Posłuchu w drużynie nie zdobywa on jednak krzykiem, a codzienną, żmudną i ciężką pracą. Maran w tej samej rozmowie przyznaje, że bardzo rzadko podnosi głos, woli dotrzeć do swoich piłkarzy spokojnymi, rzeczowymi argumentami. Teoria to jedno, ale praktyka bardzo często wygląda zupełnie inaczej. Do przygotowania czysto książkowego należy dołożyć też doświadczenie, a to (oraz umiejętność pakowania walizek) Maran przez lata zdobywał na różnych szczeblach. W Serie C z Cittadellą, w Serie B z Brescią, Bari, Trestiną skąd był zwalniany w trakcie sezonu. Również z Vicenzy odwołano go z funkcji pierwszego trenera by po dwóch tygodniach przywrócić na stanowisko. To zamieszanie miało miejsce w sezonie 2009/10, a kolejne rozgrywki Maran bez przeszkód zakończył jako szkoleniowiec Lanerossi. Dwunaste miejsce może wrażenia nie robi, ale był to ten moment, który pozwolił mu zbudować sobie nazwisko w światku Serie B. Nic więc dziwnego, że kiedy Varese fatalnie rozpoczęło campionato 2011/12 notując w pierwszych siedmiu kolejkach bilans 1-3-3 to Maran miał ratować sezon dla Bosini. Przypomnimy tylko, że początek tej dekady to był dla Varese bardzo dobry czas, sezon wcześniej załapali się na play-off o awans do Serie A i w następnych rozgrywkach plan był podobny. Maran go zrealizował. Po zwycięskim debiucie na stadionie… Vicenzy doprowadził Varese znów do baraży o Serie A, ale i tym razem lepszy okazał się rywal (Sampdoria). Biancorossi nie wywalczyli więc upragnionej promocji, ale zrobił to Maran, który objął stery Catanii Calcio. Pamiętacie wyczyny z tym klubem Mihajlovicia  i Montelli? Odpowiednio trzynaste i jedenaste miejsce? Maran też pamiętał i nie przejmował się tym zbytnio. W pierwszym roku pracy na Sycylii pobił ich rezultaty zajmując ze Słonikami ósmą lokatę zdobywając równocześnie najwięcej punktów w ich historii w Serie A, 56! Gorzej był w następnych rozgrywkach bo Catania spadła z ligi, a swoją cegiełkę dołożył do tego Maran i to dwukrotnie: najpierw został zwolniony w październiku by wrócić w styczniu i prowadzić drużynę do kwietnia kiedy to znów stracił pracę po pięciu porażkach z rzędu zostawiając drużynę na ostatnim miejscu w tabeli. Rok 2014 nie zaczął się dla niego zbyt obiecująco, ale końcówka była już zdecydowanie lepsza, Rolando Maran wrócił do domu, od października przejął po Eugenio Corinim będące w tarapatach Chievo. Po ośmiu kolejkach Latające Osły miały na koncie ledwie cztery punkty. Na pierwszą wygraną Maran czekał do 9. listopada (2:1 z Ceseną, gol na wagę zwycięstwa w 90 minucie!)

Ostatecznie Chievo utrzymało się w lidze bez większych problemów, wszystko dzięki bardzo porządnemu punktowaniu w drugiej części sezonu. Jak meczu nie udało się wygrać to zazwyczaj werończycy dzielili się punktami.
(źródło: transfermarkt.pl; pionowa linia oznacza początek pracy Mrana w Chievo)

Był to dobry prognostyk przed kolejnym sezonem, tym wspomnianym wcześniej, zakończonym na dziewiątej lokacie ze średnią punktów na mecz 1,3. Tym, który mógł być jednocześnie końcem pracy Marana w Veronello. Parol na niego zagięła Atalanta Bergamo i trzeba postawić sprawę jasno to Maran był pierwszym wyborem władz La Dea nie Gasperini. Jeszcze pod koniec maja w lokalnej prasie („Bergamo post”) pojawiały się artykuły przedstawiające nowego trenera zespołu. Wywiad, który przytoczyliśmy wyżej przedrukowywany był właśnie w tamtym okresie. Można było też znaleźć tekst o tym jak będzie wyglądał sztab Marana i jakim systemem zagra jego Atalanta. Kiedy oczekiwano już tylko na confermato ufficiale Luca Campedelli, prezydent Chievo, wytoczył najcięższe działa. Przekonał Marana, że jest w domu, miejscu dla niego najlepszym i że zrobi wszystko co w jego mocy by zbudować taką kadrę jakiej ten będzie sobie życzył. Sam Maran mógł powiedzieć tylko jedno: „W Chievo wszystko ma inny smak, ten klub jest dla mnie jak rodzina.” Górnolotnie? Na pewno, ale akurat on nie może być posądzony o rzucanie pustymi frazesami. Chievo to jego klub i nawet jeżeli opuści go po sezonie to jest więcej niż pewne, że to nie ostatni raz kiedy prowadzi Osiołki.
(źródło: stopandgoal.it)

 A jakim szkoleniowcem jest Maran poza tym, że potrafi zadbać o dobrą atmosferę w zespole? Co go charakteryzuje? On sam odpowiedział na podobne pytanie jednym słowem: intensywność. Trening ma być intensywny i czas poświęcony na pracę ma być wykorzystany do maksimum. Żadnych przerw, jedynie króciutkie pauzy na uzupełnienie płynów. Pracować trzeba ciężko, ale to daje owoce. I w obecnym sezonie te owoce są bardzo dorodne. Nikt nie oczekuje od Chievo walki o puchary, ale im bliżej będą miejsc dających takie szanse tym dalej będą od strefy spadkowej, a uniknięcie degradacji to podstawowy cel. Wszystko co ponad to jest już wynikiem ponad plan. Tylko do tak przedstawionej rzeczywistości dochodzi jeszcze jeden czynnik: ambicja. Tak trenera jak i jego zawodników. Nieprzypadkowo Maran na konferencji na której ogłoszono jego pozostanie w klubie odniósł się do poprzednich wyników: „Miniony sezon był dla nas jak mistrzostwo. Jeżeli chcielibyśmy poprawić ten rezultat musimy jeszcze mocniej pracować i potrzebujemy nowych ludzi nie tracąc obecnych ogniw.” To właśnie ambicja była głównym czynnikiem jaki kazał Maranowi poważnie zainteresować się ofertą z Atalanty. W Bergamo nie ma środków na skuteczną walkę o puchary i rywalizację jak równy z równym z Milanem czy Lazio, ale są one wyższe niż w Weronie i teoretycznie to tam łatwiej osiągnąć tak niespodziewany rezultat. Praktycznie okazuje się jednak, że dobra praca, podparta wzajemnym zaufaniem i doświadczeniem może dać efekty. Jak parę razy zostało zasygnalizowane w tekście Maran ciężkiej pracy się nie boi. Do tego jest bardzo elastyczny jeśli chodzi o taktykę w jakiej grać mają jego zespoły. Nigdy nie narzucał swoich pomysłów jeśli widział, że nie ma odpowiednich wykonawców. Zawsze dostosowywał taktykę do posiadanego materiału ludzkiego, a nie odwrotnie. Gdziekolwiek by nie był, pracował tymi narzędziami jakie zastał już na miejscu. Nie wymyślał nowych pozycji dla swoich zawodników, nie obciążał ich zadaniami, których nie wykonywali przez całą karierę. Kroił tak jak starczało mu materiału. Rzeczą wspólną był natomiast - prawie zawsze - blok obronny składający się z czterech graczy. Czy to w Varese gdzie grał 4-4-2 czy potem przejmując Catanię po Montelli gdzie trzeba było grać 4-3-3, bo tak właśnie budował drużynę l’Aeroplanino. Nie znaczy to jednak, że nie ma on własnych pomysłów na funkcjonowanie zespołu. Kiedy drugi raz obejmował Vicenzę sporo zmieniał w ustawieniu drużyny by przejść ostatecznie do 3-5-2 i obronił się rezultatami co dało mu szansę na walkę o awans do Serie A z Varese.

A jak wygląda Chievo Marana? Od zeszłego sezonu gra w ustawieniu 4-3-1-2, ale kiedy przychodził w roli strażaka postawił na bezpieczne 4-4-2, dopiero jak udało mu się ugasić pożar zaczął udoskonalać 4-3-1-2 bo w takim ustawieniu ligę próbował podbijać jego poprzednik. Poza stabilizacją w ustawieniu ważne dla obecnych wyników Osiołków są personalia, które w porównaniu z minioną kampanią różnią się niewiele. Wtedy w bramce stał doświadczony Albano Bizzarri teraz jego miejsce zajął mający również sporo ogrania w lidze Stefano Sorrentino. To tak naprawę najważniejsza zmiana.  Za grę z przodu odpowiadają wciąż Valter Birsa (świetne otwarcie sezonu i nie mamy na myśli tylko dubletu z Interem, ale całokształt), Riccardo Meggiorini i Lucas Castro, który, idziemy o zakład, wyśrubuje swoją życiówkę w tym sezonie (nie jest ona znów tak okazała: 4 gole i 7 asyst jeszcze w Catanii Marana w sezonie 2012/13). W drugiej linii obok Argentyńczyka pewne miejsce mają Perparim Hetemaj i grający już czwarty sezon w Chievo Ivan Radovanović. Za spokój w obronie odpowiadają od lewej: Gobbi, Dainelli, Cesar i Cacciatore, którego nieobecność będzie próbował załatać doświadczony Nicolas Frey mający za sobą już ponad 200 występów w żółtej koszulce. Skoro mowa o weteranach to nie można ominąć symbolu tego klubu: Sergio Pellissier. 37-mio latek jest z Chievo od początku ich występów w Serie A i w tym sezonie liczy na dołączenie do „klubu 100”, a brakuje mu do tego tylko dwóch goli. Wynik do zrobienia być może nawet jeszcze przed Sylwestrem. 
(źródło: sportellate.it)

Bolączką Chievo jest na pewno wiek ich zawodników. Średnia całej kadry to 29,5 roku, podstawowej jedenastki to 31 lat, a linii obrony aż 34 lata! Nie można więc oprzeć się wrażeniu, że to jest zespół na tu i teraz, że latem czeka ich w końcu rewolucja, pytanie czy wciąż pod okiem Marana? Póki co urodzony w Trydencie trener będzie wyciskał ostatnie soki ze swoich podopiecznych żeby poprawić rezultat z zeszłego sezonu, pytanie czy jest w stanie to zrobić? W zeszłym roku też wystartowali świetnie by potem obniżyć loty i zabetonować się w środku tabeli. Powtórzenie się takiego scenariusza na pewno nie będzie tragedią, ale jak mówiliśmy ambicje są wyższe. Sam Maran natomiast już porównywany jest do Maurizio Sarriego i wróży mu się podobną drogą jak obecnemu szkoleniowcowi Napoli. Jeżeli wszystko w jego karierze przebiegać będzie jak dotychczas to niedługo odrzucona w ostatnim momencie oferta z Atalanty będzie brzmiała jak niewinny żarcik, a plotki łączące go z klubami pokroju Lazio i Fiorentiny mogą się skonkretyzować. On sam też nie zamyka się na pracę poza Italią, sam widziałby się w Bundeslidze. Jedno jest pewne, Chievo to tylko przystanek do otrzymania większej szansy. 

Ł.