wtorek, 30 sierpnia 2016

Dopo la Giornata (2)



Druga kolejka sezonu ligowego odbyła się w cieniu wielkiej tragedii jaka spotkała położony w centrum kraju region Lacjum. Potężne trzęsienie ziemi o sile ponad 6 stopni w skali Richtera pochłonęło wiele ludzkich istnień oraz pozostawiło po sobie gruzy. W środę 24 sierpnia o godzinie 3:36 Włochy zamarły. Miejscami, które najmocniej ucierpiały w wyniku kataklizmu są miejscowości Amatrice, Accumoli, Pescara del Tronto i Arquata del Tronto. Wszyscy piłkarze wystąpili w tej serii spotkań z czarnymi opaskami na znak solidarności z rodzinami ofiar.

źródło: PAP
Jako pierwszy swoje zmagania rozpoczął mistrz kraju, Juventus Turyn i to od niego rozpoczynamy nasze podsumowanie.

Lazio – Juventus

Przed meczem na Stadio Olimpico kibice mieli prawo oczekiwać dobrego spotkania. Lazio miało na swoim koncie wyjazdowe zwycięstwo z pierwszej kolejki nad Atalantą Bergamo. Po szalonej strzelaninie Rzymianie wygrali 3-4. Z drugiej strony Juventus ostatni raz przegrał z Lazio 6 grudnia 2003 roku i na pewno nie wychodził na murawę w roli underdoga.



Turyńczycy również wygrali swój pierwszy mecz sezonu ligowego (2-1 z Fiorentiną), ale nie zachwycili stylem. Wszyscy byli ciekawi jak tym razem poradzi sobie najdroższy napastnik z nadwagą w historii Serie A Gonzalo Higuain. W meczu z Fiorentiną wszedł z ławki i ustrzelił bramkę.
W obu zespołach zaszły zmiany kadrowe w porównaniu do poprzedniego meczu. W ekipie Lazio zabrakło Hoedta, Milinkovića-Savića, Kishny oraz Lombardiego, a zastąpili ich Radu, Bastos, Lulić oraz Felipe Anderson. Po stronie mistrzów Italii zaszła jedna roszada, na obronie w miejscu przeżywającego rodzinną tragedię Bonucciego wystąpił Benatia, Nieobecność Bonucciego połączyła kibiców obu drużyn, którzy wywiesili wspólne transparenty wspierające piłkarza w trudnych chwilach, jakie przeżywa w związku z pogorszeniem staniu zdrowia jego syna – Matteo, który w lipcu przeszedł operację, a obecnie walczy o powrót do zdrowia.

Oto składy obu drużyn:

źrodło: soccerstand.com

Mecz rozpoczął się tak naprawdę w 9 minucie. To wtedy bardziej sennych tego dnia kibiców mogła obudzić na moment akcja Juventusu, w której główką pokonać bramkarza próbował Paolo Dybala, ale Marchetti był na posterunku. Co do senności – nie pomagała ani gra piłkarzy, ani aura. Wysoka temperatura osłabiała fizycznie – wyczyny zawodników zaś psychicznie. Kolejna groźna sytuacja wystąpiła dopiero w 23 minucie. Po przejęciu piłki w środku pola piłkarze Lazio pognali w stronę bramki Bianconerich. Z dośrodkowaniem z prawej strony Andersona minął się Buffon i całą sytuację musiał ekwilibrystycznym wybiciem piłki tyłem znad głowy musiał wyjaśniać Benatia. Kuriozalna sytuacja miała miejsce po drugiej stronie boiska, gdy w 34 minucie meczu przedziwny strzał oddał Asamoah. Zaskoczony Marchetti złapał piłkę kilka centymetrów przed linią bramkową na wysokości poprzeczki. Na kolejną okazję na gola piłkarze kazali kibicom czekać prawie pół godziny. W 62 minucie niezłą akcję przeprowadzili mistrzowie Włoch. Tercet Alves, Dybala, Khedira ładnie rozciągnął obronę rywala, ale mający dobrą pozycję do strzału Niemiec posłał piłkę strzałem po ziemi tuż obok słupka bramki doświadczonego bramkarza Lazio, a Mandzukić nie był w stanie jej dobić. Chwilę później próbował jeszcze główką Chiellini, po dobrej wrzutce z rzutu rożnego Daniego Alvesa, ale Włoch posłał piłkę wysoko nad poprzeczką.  Co ma wisieć nie utonie, jak mawia przysłowie. Już w 65 minucie, a więc chwilkę po nieudanej próbie bramkę zdobył Khedira! Wykorzystał on świetne dogranie piłki za linię obrony przez Dybale.



 To był już drugi gol w drugim kolejnym meczu Samiego Khediry. Jeśli tylko nie przerwą dobrej passy kontuzje, to Niemiec może odegrać ważną rolę w tym sezonie. Co ciekawe bramka padła w kilkanaście sekund po pojawieniu się na boisku Higuaina, czyżby nowy talizman Juventusu?  Lazio próbowało odpowiedzieć i było bliskie wyrównania, gdy bo kontrze do piłki po odbitce dopadł Patric. Oddał bardzo silny, ale niestety niecelny strzał, co wyraźnie mu się nie spodobało, bo chyba już widział piłkę w siatce. Jeszcze jedną próbę Rzymianie podjęli w końcówce, ale strzał z dystansu Parolo obronił bez problemu dobrze ustawiony Buffon. W ostatniej akcji meczu swoją okazje na pokazanie się włoskiej publiczności miał Marco Pjaca. Zamieszał ładnie defensorem rywali i oddał 
silny strzał, ale trafił prosto w bramkarza.




Juventus wywozi z Rzymu 3 punkty! Turyńczycy zdecydowanie nie zachwycili, ale ich gra wystarczyła na niemrawe Lazio.


Napoli - Milan

źródło: soccerstand.com


Dawno już Milan nie był faworytem w meczu z Napoli i pewnie szybko nie będzie. Nie zmieni tego nawet zwycięstwo w pierwszym meczu przy tylko remisie neapolitańczyków. Szanse rossonerich zmalały jeszcze, gdy poznaliśmy wyjściowy skład desygnowany przez Sarriego. Milik i Mertens straszą w tej chwili dużo bardziej od Insigne i Gabbiadiniego. Belgijski skrzydłowy szybko pokazał, na co go stać. Był od początku niezwykle aktywny, ruchliwy i groźny. Trzeba jednak przyznać, że pierwsze minuty to pozytywne zaskoczenie jeśli chodzi o Milan. Niezła jak na ten klub gra potrwała 10 minut. Potem szalał już Mertens i spółka. Dodajmy, że do gry wrócił Jorginho. W zeszłym sezonie miewał jednak dużo lepsze mecze niż ten. Dokładnie to samo można powiedzieć o Hamsiku i Allanie. Jeśli Zieliński nadal będzie dawał dobre zmiany naprawdę jest nie bez szans na grę w pierwszym składzie. Podopieczni Sarriego nawet w nie najwyższej formie potrafili jednak zdominować rywala. Gole Milika widział już chyba każdy. Dwa zupełnie inne, ale znaczące tyle samo. On naprawdę może wypełnić lukę po Pipicie i Włosi chyba powoli się o tym przekonują. 

W drugiej połowie Milan znowu zaczął odważnie. Nie oszukujmy się jednak: oba gole to zasługa indywidualnych akcji Nianga i Suso. Goście wyglądali oczywiście nieźle, zaimponowali wielu podniesieniem się z kolan. Nadal jednak nie można powiedzieć, żeby zaczęli wychodzić z trwającego już za długo kryzysu. To trochę jak z meczem z Torino. Tam nawet wygrali, zapakowali trzy bramki. Ale to nadal nie było to. Przy wyniku 2:2 kibice Napoli oczywiście mogli mieć pewne obawy o dalszy rozwój wypadków. Kolejny strzał Mertensa i dobitka Callejona rozwiała jednak wszystkie możliwości. Przy 3:2 można było w ciemno stawiać, że Napoli zdobędzie kolejnego gola. W dość zabawny sposób pomógł w tym Romagnoli. Podsumowując oglądaliśmy naprawdę świetny mecz, dużo goli i zwroty akcji. Dołączam się do zachwytów nad Milikiem i Mertensem, zgadzam się z tym, że Milan gra już trochę lepiej. Nadal jednak będę przekonywał, że to nie jest pełnia możliwości obu drużyn. Niestety dla Milanu, Napoli w optymalnej formie to jakiś zupełnie inny poziom.


Inter – Palermo 

źródło: soccerstand.com

Mediolańczycy zaczęli sezon od falstartu, bo inaczej nie można określić przegranej w Weronie z Chievo 0:2. W tygodniu poprzedzającym drugą kolejkę praktycznie zostały dopięte transfery Gabriela Barbosy, zwanego Gabigolem oraz Joao Mario. Z Palermo jednak Frank De Boer nie mógł jeszcze skorzystać z ich usług. Przed meczem Inter to był typowy „pewniak” dla grających u bukmachera. Słaby początek sezonu miał spowodować taki poziom sportowej złości, że grające najmłodszym składem w lidze Palermo miało zostać zmiecione z boiska. Nic takiego jednak się nie stało. Owszem, inicjatywę mieli gospodarze, ale tempo gry wręcz usypiało. Najbardziej aktywny był Gary Medel, którego strzał z pustej bramki wybił Sinisa Andelkovic (bardzo dobry mecz), i który tuż przed przerwą też powinien otworzyć wynik meczu. Nic takiego się jednak nie stało, a pierwszego gola w niedzielne popołudnie tuż po zmianie stron strzelili goście, a konkretnie Andrea Rispoli, po którego strzale piłka odbiła się jeszcze od nóg Davide Santona i wpadła do bramki Handanovicia. Jeżeli ktoś myślał, że taki kubeł zimnej wody pobudzi Nerazzurrich do żywszych ataków, ten mocno się musiał zdziwić. Do momentu wejścia na boisko Antionio Candrevy Inter grał jednostajnie. To były gracz Lazio wniósł trochę polotu w poczynania mediolańczyków. Swój pierwszy rajd zakończył nieśmiało, na wymuszeniu faulu na sobie, ale już druga próba i dośrodkowanie do Icardiego były tym, na co czekało tego dnia San Siro. Główka Argentyńczyka doprowadziła do remisu i… na tym koniec. Inter powrócił do gry w tempie wakacyjnym, Palermo mądrze się broniło i ostatecznie wywiozło punkcik z Giuseppe Meazza. Głównym hamulcowym w ekipie De Boera był Geoffroy Kondogbia. Francuz zanotował niebotyczną liczbę strat i niecelnych podań. Dodatkowo zamiast przyśpieszać grę holował on piłkę z gracją i szybkością traktora. Zresztą bez piłki przy nodze było równie słabo, bo nie zabezpieczał swojej strefy jak i nie pokazywał się do gry. Ever Banega może nie rozegrał świetnego meczu, ale widać było, że chciało mu się chcieć i niejednokrotnie to on naprawiał błędy swojego kolegi z zespołu, ale sam też nie ustrzegł się straty, która zaowocowała bramką dla rywali. Ot paradoks.
Frank De Boer powiedział przed sezonem, że jego Inter zobaczymy dopiero w styczniu. Póki co dostał od szefów dwa prezenty, które po odpakowaniu powinny wpłynąć pozytywnie na grę jego zespołu. Pytanie tylko czy ta dwójka będzie w stanie odmienić tak słabo prezentujący się Inter? Klasy piłkarskiej jest tam sporo, ale ta drużyna zwyczajnie słabo biega.
Jeszcze małe postscriptum: przed meczem Curva Nord wywiesiła taki oto transparent:

źródło: FcInterNews.it


”Dość wymówek i przeprosin. My jesteśmy zawsze… teraz pora abyście i Wy to pokazali.”
Interiści chyba tracą powoli cierpliwość i wymagają chociaż zaangażowania u swoich pupili i kierownictwa klubu. Nie ma się im co dziwić. 



Cagliari – Roma 

źródło: soccerstand.com


Rzymianie w drugim meczu z rzędu sami sobie odbierają zwycięstwo. We wtorek z Porto podopieczni Luciano Spallettiego wykartkowali się otwierając tym samym Portugalczykom autostradę do Ligi Mistrzów. Przedwczoraj popełniali tak kardynalne błędy w obronie, że nie tylko Cagliari wykorzystałoby te prezenty. Wszystko co złe dla Romy miało miejsce z prawej strony defensywy. To tam zaczęła się akcja na 1:2 i to stamtąd wyciągnięto srebrną tacę, na której podarowano gola na remis w końcówce. Prawym obrońcą był na Sardynii Alessandro Florenzi, który wyszedł na ten mecz z opaską kapitana na ramieniu i to pomimo obecności w pierwszym składzie Daniele De Rossiego. Jak tłumaczą w Romie stało się tak z powodów regulaminowych. I można tylko domyślać się, że De Rossi stracił opaskę po występie w eliminacjach Champions League. Dla Florenziego nie był to debiut w roli kapitana Giallorossich, ale tego dnia opaska chyba mu ciążyła. Był bardzo elektryczny w obronie, wolny i niewiele dał swoim kolegom w przodzie. Tym to dziwniejsze, że wejście w mecz zaliczył kapitalne. To po jego długim podaniu do Stephana El Shaarawy ten był podcinany w polu karnym przez Islę, a karnego na gola zamienił Diego Perotti. To jego trzecia wykorzystana jedenastka w tym sezonie i Argentyńczykowi poza skutecznością trzeba oddać też, że dosłownie bierze zwrot „podejść do karnego”. Były gracz Genoi nie podbiega do piłki ustawionej „na wapnie” on do niej PODCHODZI ze stoickim spokojem i póki co jest bezbłędny. Gracze beniaminka potrzebowali chwili żeby się otrząsnąć po tym ciosie, ale im dłużej trwała pierwsza połowa tym w ich poczynaniach było więcej efektów. Sau i Boriello co kilka minut robili spore zamieszanie pod bramką Wojciecha Szczęsnego, a Padoin próbował szczęścia uderzeniami z dystansu. W 20 minucie mecz przerwano ponieważ na pole karne Romy wrzucono racę, ale po tej przymusowej pauzie niewiele się zmieniło. Cagliari chciało, a Roma broniła. Tuż przed przerwą Boriello powinien wyrównać, ale jego strzał głową trafił w słupek. Polski bramkarz nie miałby nic do powiedzenia gdyby piłka zmierzała do siatki. Kiedy rozpoczynała się druga część meczu kibice na Sant'Elia przyjmowali pewnie zakłady kiedy padnie wyrównanie, a za sprawą duetu Dżeko – Strootman zrobiło się 0:2. Ten pierwszy wygrał główkę z Bartoszem Salamonem, a ten drugi skorzystał z podania i podwyższył prowadzenie. Zostańmy jeszcze chwilę przy Salamonie, który gdyby nie ta przegrana piłka z Dżeko zaliczyłby mecz na bardzo wysokim poziomie. Tak, możemy napisać, że zagrał dobre zawody. Nie był spóźniony (poza tą jedną sytuacją), nie bał się wyjść wyżej, żółta kartka jeszcze z pierwszej połowy nie powodowała u niego nerwowości. Po prostu pokazał, że Serie A to jest jego poziom.
Przy 2:0 rzymianie nie cofnęli się tak bardzo do obrony jak w pierwszej części, ale ich próby jeszcze kiedy prowadzili jak i te rozpaczliwe ataki już w samej końcówce przy remisie nie przyniosły więcej goli. Gospodarze zaczęli być bardziej konkretni i najpierw Boriello strzelił bramkę kontaktową (czwarta w ostatnich pięciu meczach przeciwko Romie), a w samej końcówce gola muśnięciem piłki głową na wagę remisu zdobył mierzący 169cm. Sau! Podającym w tej sytuacji był Isla, czym odkupił swoje winy za sprokurowanie karnego na początku meczu. Gol na 2:2 to festiwal błędów począwszy od beznadziejnego zagrania Florenziego, a skończywszy na niezbyt pewnej interwencji Szczęsnego. Luciano Spalletti zareagował na to w ten sposób:



To wyraża więcej niż tysiąc słów. I jeszcze ciekawostka: trener Romy nigdy nie wygrał z Cagliari na wyjeździe, obojętnie kogo by nie prowadził. Istnieją więc pewne stałe rzeczy w tym dynamicznie zmieniającym się świecie.


Crotone - Genoa
źródło: soccerstand.com

Crotone nie dysponuje najsilniejszym składem w lidze (no dobra, dysponuje najslabszym), ale to nie oznacza, że trzeba beniaminka od razu skazywać na spadek. Nieunikniona wydaje się oczywiście walka o utrzymanie, ale w walkach bywa tak, że nie zawsze wygrywa najmocniejszy. Na pewno za mocna okazała się jednak w drugiej kolejce Genoa, obecnie już lider tabeli, która nie zaczęła jednak spotkania dobrze. Początek to lepsza gra Crotone, kilka sytuacji podbramkowych, aktywność znanego nam dobrze Toneva czy Palladino. Może procent posiadania piłki i tak był wyższy po stronie byłych mistrzów Włoch, ale to absolutny beniaminek robił więcej, by zdobyć gola. Wreszcie udało się to Palladino. W końcu jednak do głosu musiała dojść Genoa, a jak Genoa, to najpewniej Pavoletti. Do przerwy były napastnik Sassuolo miał dwie wyborne sytuacje do zdobycia gola. W obu górą był jednak bramkarz gospodarzy Marco Festa.

Drugą połowę z perspektywy ławki rezerwowych oglądał Lucas Ocampos, z którym w Genui wiązano przed sezonem wielkie nadzieje. Nie wykluczone, że je spełni, ale akurat w tym meczu jego zmiennik Serge Gakpe zaprezentował się lepiej. To on sześć minut po przerwie zamienił na bramkę podanie Ntchama i Crotone nie mogło się już cieszyć z prowadzenia. Przewaga Genoi w posiadaniu piłki zaczęła rosnąć. Co ważne nie było to spowodowane podaniami Rincona do Veloso i na odwrót. Ten drugi potrafił np. idealnie dorzucić na głowę Pavolettiego i umożliwić mu zdobycia bramki na 2:1. Dziesięć minut później było już po wszystkim. Tym razem najskuteczniejszy Włoch w zeszłym sezonie popisał się już pełnią umiejętności snajperskich i dużym sprytem. Dotknął piłki w taki sposób, że ta wleciała do siatki, a wystarczy zerknąć na powtórkę by stwierdzić, że nie było to proste. Na swojego gola zasłużył też Veloso. Raz pomocnik świetnie uderzył z rzutu wolnego i możliwości cieszenia się z pięknego trafienia pozbawił go Festa. Genoa zanotowała więc drugie zwycięstwo z rzędu. Nadal pewnie będzie dostarczała piłkarzy do Mediolanu, ale trzeba sobie powoli zadawać pytanie, czy rzeczywiście jest od takiego Milanu słabsza. Myślę, że wątpię.



Fiorentina – Chievo
źródło: soccerstand.com

Fiorentina podchodziła do tego spotkania z porażką na koncie. Fiołki uległy w pierwszej kolejce mistrzowi kraju – Juventusowi. Tymczasem w zupełnie innych nastrojach byli piłkarze z Verony, którzy zaskakująco łatwo pokonali Inter Mediolan. Fiorentina wygrała aż pięć z sześciu ostatnich meczów z Chievo i to zawodników z Florencji należało uznać za faworytów tego pojedynku.
[składy.jpg]
Pierwsza sytuacja bramkowa pojawiła się dopiero w 28 minucie spotkanie. Borja Valero oddał chytry strzał z narożnika pola karnego, nie był jednak w stanie zaskoczyć bramkarza Chievo, szczególnie, że nawet gdyby nie interweniował, to piłka prawdopodobnie przeleciałaby tuż obok słupka. I być może tak było by lepiej, gdyż sędzia nakazał wznowienie gry od rzutu rożnego. Po tym stałym fragmencie gry padła jedyna w tym meczu bramka, a jej autorem był Kolumbijczyk Sanchez. Ładnym silnym strzałem głową po koźle umieścił piłkę w siatce.
W samej końcówce pierwszej połowy swoją szansę miał jeszcze Ilicić, ale jego strzał przeleciał wysoko nad bramką. W 54 minucie zobaczyliśmy festiwal nieporadności. Najpierw Chievo zgubiło piłkę w środku, a później dobrej wrzutki w pole karne nie wykorzystali kolejno Kalinić i Ilicić. W 56 minucie Chievo powinno wyrównać, ale swoją szansę koncertowo zmarnował Meggiorini po świetnym podaniu z końcowej linii boiska. Świetną interwencją popisał się w tej sytuacji Lezzerini, który zmienił kontuzjowanego Cipriana Tatarusanu. To oznacza, że Polski bramkarz Bartłomiej Drągowski nie otrzymał swojej szansy i najwyraźniej jest obecnie tylko trzecim bramkarzem „Fiołków”. W 62 minucie groźny strzał z dystansu wypluł przed siebie Lezzerini, pokazując, że jednak nie jest pewniakiem do gry. Do dobitki nie zdołał dopaść napastnik „Latających Osłów”. Dziesięć minut później znów niezła okazja dla Chievo. Dobra wrzutka z lewej strony nie znalazła jednak szczęśliwego zakończenia w siatce Fiorentiny. Na dziesięć minut przed końcem kolejną świetną sytuację zmarnował Ilicić. Jego strzał z ostrego kąta zatrzymała poprzeczka. I to by było na tyle, nic więcej w tym meczu się nie stało. Bardzo długie okresy nudy przeplatały szalone akcje i stuprocentowe sytuacje po obu stronach marnowane w mistrzowskim stylu. Nie taki zły mecz na Artemio Franchi.


Sampdoria - Atalanta
źródło: soccerstand.com
Ależ ciekawe będą w tej rundzie Derby della Lanterna! W tej rundzie, bo znając rzeczywistość klubów z Ligurii każde mercato może się skończyć przebudową zespołu. Na tę chwilę jednak oba kluby z Genui dysponują bardzo ciekawymi kadrami i przede wszystkim bardzo dobrze grają w piłkę. Sam nie wiem, który lepiej..Oba jednak mecze drugiej kolejki zaczęły od straconej bramki. W przypadku Dorii katem okazał się niesamowity Kessie, który tym samym wpisał się na listę strzelców po raz 3 w sezonie. Tym razem udało mu się być najsprytniejszym w polu karnym i wykorzystać zamieszanie w tym newralgicznym miejscu boiska. Potem okazało się, że był to jedyny celny strzał zawodników Atalanty w tym spotkaniu. Jeszcze bardziej od atakujących Gaspa zawodzili jednak obrońcy, którzy nie potrafili poradzić sobie na przykład z Luisem Murielem. Kolumbijczyk szybko po straconej bramce wykonał dwie groźne akcje, z których druga skończyła się faulem Raimondiego i karnym pewnie wykonanym przez Quagliarellę. Po niezłej grze Atalanty nie było już śladu. Pierwszą połowę z dość znaczną przewagą w posiadaniu piłki kończyła Sampdoria. Ba, kończyła ją też z przewagą na tablicy wyników. Jeszcze w doliczonym czasie podanie Muriela na gola głową zamienił Edgar Barreto. Ostatnią z przewag drużyny Giampaolo była ta liczebna. W 42 minucie za drugą żółtą kartkę z boiska wyleciał Carlos Carmona.

W drugiej połowie 20 000 kibiców zgromadzonych na Luigi Ferraris nie oglądało ani jednej stuprocentowej sytuacji bramkowej. Gasperini zrobił co prawda w przerwie to samo, co jego następna w Genoi - zmienił jednego z napastników. Konko, który wszedł za Paloschiego, nie był jednak realnym wzmocnieniem Atalanty w tym spotkaniu. Najaktywniejszym piłkarzem gości był chyba Alejandro Gomez. Po stronie gospodarzy wyróżniał się oczywiście Luis Muriel. Warto też wspomnieć o kolejnym niezłym występie Karola Linnetego. Co ważne udało mu się skończyć mecz bez żółtej kartki, co nie zawsze w jego przypadku jest takie oczywiste. Ciekawie Karol wypada w porównaniu z Kessiem. Pomijając zdobytą przez Iworyjczyka bramkę, Polak zagrał lepiej. Przy niemal równym procencie celnych podań był trochę lepszy jeśli chodzi o udane dryblingi i zdeklasował przeciwnika pod względem odbiorów piłki (5 do 1). Był oczywiście najlepszym pomocnikiem swojego zespołu, a rywalizuje przecież m.in. z Rickym Alvarezem. Wracając jeszcze do samych przechwytów warto wspomnieć, że na tę chwilę wśród pomocników tylko dwóch zabiera ją czysto rywalom częściej od Polaka z Sampdorii. Są to Alfred Duncan z Sassuolo i..Felipe Anderson z Lazio. Jeśli tak to będzie dalej wyglądało, Angelo Palombo nie podniesie się rychło z ławki rezerwowych. W destrukcji Karol gorszy nie jest. A potrafi przecież świetnie podać, co już nie raz pokazał w Polsce. Wracając jeszcze do meczu z Atalantą trzeba też wspomnieć o debiucie Praeta, którym dokładnie rok temu bardzo poważnie interesował się Liverpool. Z nim pomoc Sampy będzie wyglądać jeszcze okazalej. Co do Atalanty to dwie porażki na początku mogą podciąć skrzydła, ale są też wieści optymistyczne. Pierwsza to przerwa na reprezentację, druga - powrót Pinilli do zdrowia zapowiadany na początek września. Trzecia to terminarz, bo choć Torino zaimponowało w drugiej kolejce, to można było trafić na gorszą serię czterech najbliższych meczów aniżeli potyczki z Granatą właśnie, Cagliari Palermo i Crotone. Ostatnim pozytywem może być natomiast to, że Sportiello jest zbyt dobrym fachowcem, by bronić tak słabo przez więcej niż dwa spotkania Serie A.


Sassuolo - Pescara
źródło: soccerstand.com

Piłkarze Sassuolo nie zwalniają tempa. Podopieczni Eusebio Di Francesco niesieni awansem do fazy grupowej Ligi Europy pokonali w niedzielny wieczór beniaminka z Pescary 2:1. Po raz kolejny błysnął najlepszy piłkarz "Neroverdich" Domenico Berardi, dla którego bramka na 2:0 była jego 40 w Serie A, a 4 w ostatnich 4 meczach. Dzięki temu trafieniu Berardi stał się najmłodszym włoskim piłkarzem, któremu się to udało (22 lata i 27 dni).

Wcześniej do siatki gości trafił Gregoire Defrel, który strzałem z lewej nogi nie dał szans golkiperowi rywali, a z kolei dla gości honorowe trafienie zaliczył Rey Manaj.

Wygrana z "Delfinami" była dla czarno-zielonych jedenastym spotkaniem bez porażki i umocniła ekipę z regionu Emilia-Romania na 5 pozycji w tabeli. Pescara z kolei uplasowała się na 14 miejscu..

Tak było jednak tylko przez 2 dni..

We wtorkowy poranek włoski związek piłki nożnej zmienił wynik z 2:1 na wygraną gości walkowerem 3:0.

Wszystko za sprawą pojawienia się na murawie Antonino Ragusy. Były piłkarz Ceseny zmienił w 64. minucie Matteo Politano. Ragusa na dwa dni przed meczem został nowym piłkarzem "Neroverdich" i według władz ligowych nie został zgłoszony do rozgrywek Serie A.

W związku z tym Pescarze przyznano walkower co zaowocowało awansem na 5 lokatę, a Sassuolo z 3 punktami za zwycięstwo z Palermo spadło na 13 pozycje.



Torina - Bologna
źródło: soccerstand.com

Mecz Torino z Bologną w teorii miał być starciem wyrównanym. Naprzeciw siebie stanęły bowiem dwie drużyny, które chcą w tym sezonie walczyć o coś więcej niż tylko spokojne utrzymanie. W lepszych humorach do tego spotkania przystępowali goście, którzy w pierwszej kolejce, minimalnie, pokonali Crotone. Podopieczni Roberto Donnadoniego byli zdecydowanie lepsi od beniaminka, ale tylko jedną z licznych okazji zamienili na gola. W gorszych nastrojach na pewno był Belotti i spółka. Torino nie dość, że przegrało w Mediolanie 2:3 to musiało przełknąć jeszcze gorzką pigułkę, gdyż w ostatniej akcji meczu Il Gallo zmarnował karnego, który dałby remis. W porównaniu do meczu na San Siro, Sinisa Mihailović przemeblował środek obrony. Zamiast pary Rossettini-Moretti zobaczyliśmy Bovo i Castana. Uprzedzając fakty był to bardzo dobry ruch. Obaj obrońcy z przeszłością w Romie wnieśli sporo spokoju do gry obronnej Toro. W pierwszym składzie wyszedł też Baselli, który w Mediolanie dał bardzo dobrą zmianę oraz debiutujący w Torino Iago Falque.
Przez niemal pół godziny na Stadio Grande Torino niewiele się działo. Gdyby nie próby strzałów z dystansu, to spokojnie można by uciąć sobie drzemkę. Od 28 minuty zaczęło się show. Najpierw Belotti głową na 1:0. I jeżeli ktoś pomyślał wtedy, że ma deja vu to uspokajam. Gracze Torino zagrali niemal to samo co Milan kiedy strzelał im pierwszą bramkę w zeszłym tygodniu. Na tego gola goście nie odpowiedzieli. Zrobił to samodzielnie Saphir Taider, który w środku boiska odebrał piłkę Basellemu i sam poprowadził ją pod pole karne gdzie plasowanym strzałem dał remis swoim kolegom. I to byłoby na tyle jeśli chodzi o Bolognę. Tydzień temu wśród jej piłkarzy panowała olbrzymia ochota na strzelanie bramek i odniesienie zwycięstwa, a przedwczoraj tego brakowało. Brakowało jej wszystkiego, bo jeżeli cztery minuty po wyrównaniu dostaje się bramkę po rzucie z autu, to jest to kryminał. Znów Belotti, który tym razem wziął rywala „na walizkę” w polu karnym i ustawił się idealnie żeby z pięciu metrów posłać piłkę w dalszy róg.

źródło: tuttosport.it

Do przerwy 2:1 dla Byków, a po przerwie przyszły tylko kolejne razy. Najpierw Martinez, który wykończył podanie w pole karne Iago Falque, a trzeba napisać, że piłka przeszła całą szerokość pola bramkowego bo Hiszpan grał na prawej stronie, a Wenezuelczyk na przeciwnej flance. Gol na 4:1 to odbiór piłki na 30 metrze od bramki gości i dwójkowa akcja zakończona strzałem Basellego. Na 5:1 strzelił ten, który rozpoczął, czyli Belotti wykorzystując dogranie z lewej strony, czym zrehabilitował się za wcześniejsze niewykorzystanie drugiego karnego z rzędu. Torino musi na moment zmienić ich wykonawcę, a Il Gallo musi popracować nad rozbiegiem i strzałami z 11 metrów. Toro nie pozostawiło złudzeń kto był lepszy w tym spotkaniu. Skrzydła w ustawieniu 4-3-3 zafunkcjonowały wzorowo, bo trzy bramki padły po dośrodkowaniach, jedna po wrzucie z autu, więc też z boku boiska i tylko gol na 4:1 to akcja środkiem, bo w dobrej strefie nastąpił odbiór piłki. Mihajlović więc widzi pierwsze efekty swojej pracy i jedyne czym może się martwić to kolejny uraz Adema Ljajica , który znów musiał opuścić boisko jeszcze w pierwszej części gry.


Udinese - Empoli
źródło: soccerstand.com

Zacząć sezon od wyniku 0:4 to nie jest na pewno rzecz przyjemna ani budująca morale zespołu na kolejne spotkania. Dlatego w Udine wszyscy obawiali się drugiego meczu w rozgrywkach, ale jednocześnie kibicom z rejonu Friuli-Wenecja Julijska do główn przychodziło jedno pytanie: „jak nie z Empoli, to z kim?” i zaraz za nim drugie: „jak nie u siebie, to gdzie?” Szybko okazało się, że nie mieli się czego bać. Już w trzeciej minucie pierwszą bramkę w sezonie dla Udinese zdobył Felipe i przyszło mu to łatwiej niż zaparkowanie samochodu na pustym parkingu. Jeżeli Toskańczycy będą bronić przy stałych fragmentach tak jak w tej sytuacji to nie będzie dla nich żadnej nadziei. Brazylijczyk po dośrodkowaniu z rzutu rożnego miał wokół siebie więcej miejsca niż wynosiła odległość dzieląca go od bramki, a stał od niej pięć metrów.

źródło: youtube.com

 Tego uderzenie nie obroniłby Łukasz Skorupski (cały mecz na ławce), a tym bardziej jego zastępca: Alberto Pelagotti. Podopieczni Giovanniego Martusciello starali się być groźni dla gospodarzy, ale poza sytuacją Saponary, w której dwukrotnie świetnie bronił Orestiz Karnezis, na niewiele ich było stać. Kiedy kwadrans przed końcem meczu czerwoną kartkę za głupi faul przy linii bocznej na wysokości koła środkowego zobaczył Vincent Laurini wszyscy sympatycy Empoli zaczęli godzić się z porażką. Gości dobił jeszcze w doliczonym czasie gry Perica, który pokazał wszystkim co znaczy grać do końca. Pomimo, że wszyscy czekali na końcowy gwizdek, a on był faulowany przez rywala, wstał i ruszył na bramkę wygrywając pojedynek sam na sam z Pelagottim. Koniec wieńczy dzieło. Udinese podniosło się po przegranej w Rzymie i uciekło z ostatniej pozycji w tabeli. Czerwoną latarnią ligi zostało Empoli, które nie ma na koncie punktu i jako jedyna drużyna nie zdobyła też jeszcze gola w tym sezonie. Oni swoją szansę na odbicie się od dna będą mieli w poniedziałek, 12 września, wtedy na zakończenie trzeciej kolejki podejmą Crotone. Saponara, Gilardino, Maccarone, Buchel, Krunić czy Skorupski to nadal jest niezły kapitał, który może dać utrzymanie w ostatecznym rozrachunku. Toskańczycy muszą jednak, jak Udinese, ogrywać u siebie bezpośrednich rywali o miejsca 12-17. W niedzielę to oni byli ofiarą, ale już za dwa tygodnie mogą stać po drugiej stronie barykady. Udinese jedzie na Milan, i przegrać tam 0:4 nie powinno, a jeżeli urwą jakieś punkty na San Siro to uznamy to za niespodziankę. 



Tabela Serie A po dwóch kolejkach:
źródło: legaseriea.it

Niesamowity start drużyn z Genui zapewnia pozycję lidera Genoi oraz trzecie miejsce Sampdorii. Zawodzi natomiast Inter, który zajmuje miejsce tuż nad strefą spadkowa, co może dziwić szczególnie w kontekście imponującej kampanii transferowej. 

Tabela strzelców po dwóch kolejkach:
źródło: legaseriea.it
Prym w klasyfikacji strzelców wiedzie Andrea Belotti, który tylko w tych dwóch kolejkach zdobył już 1/3 liczby bramek z poprzedniego sezonu (12 goli). Rośnie główny kandydat do tytułu Capocannoniere? Ciekawe jak będzie spisywał się Gonzalo Higuain w nowym zespole. Czekamy na więcej!

Redakcja

sobota, 27 sierpnia 2016

Atto secondo! Zapowiedź 2 kolejki Serie A

(http://bleacherreport.com)



Ogólnego zadowolenia z pierwszej kolejki Serie A nie trzeba na szczęście tłumaczyć głodem włoskiej piłki, który zaczął nam doskwierać już pewnie po ćwierćfinałach Euro 2016. Sporo goli, ciekawe mecze, dramatyczne końcówki, pierwsza połowa w wykonaniu Pescary - to wszystko sprawiło, że nasza ukochana liga efektownie przedstawiła się nowym kibicom znad Wisły. Teraz nadszedł już jednak czas drugiej serii gier, która przynajmniej na początku sypnie hitami.

Sobota:

18:00 Lazio - Juventus

Najlepsze kąski przygotowano na sobotę. Już o 18:00, znowu na Olimpico rozpoczną się emocje. Juventus - tym razem na wyjeździe - w Rzymie zmierzy się z Lazio. Faworyt jest oczywiście znany, a sytuację gdy Lazio plasuje się w tabeli wyżej od Bianchonerrich mamy pewnie ostatni raz w sezonie. Niemniej w sobotni wieczór możemy liczyć na ciekawe spotkanie. Widzowie mogą liczyć na to, że drużyna która w 18 minut strzela 3 gole, a potem dokłada jeszcze jednego w końcówce, na poważnie zatrudni najlepszą defensywę na Półwyspie Apenińskim, tym bardziej że pomoc Juve to jeszcze nie formacja nie do sforsowania. Z drugiej jednak strony, trudno o optymizm przed meczem ze Starą Damą, kiedy z Atalantą traci się 3 bramki i ma posiadanie piłki na poziomie 30%. Dla wielbicieli memów mecz będzie natomiast kolejną szansą do wzrokowego ważenia Higuaina. Nawet gdy zacznie na ławce łatwiej sobie jednak wyobrazić cieszącego się z trafienia Pipitę, niż Immobile.



20:45 Napoli - Milan

Nie zdążymy pewnie odetchnąć po meczu w Rzymie, a już będzie trzeba przenieść się na drugi kanał Eleven do Neapolu. Tutaj też faworyt jest jednak zdecydowany, bo chociaż w pierwszej kolejce ze zwycięstwa cieszyli się piłkarze Milanu a nie Napoli, to właśnie ci drudzy dysponują zespołem znacznie mocniejszym. Zresztą prawdziwemu Napoli bliżej do tego z drugiej, a nie pierwszej połówki premierowego starcia z Pescarą. Być może Gabbiadiniego zluzuje Milik, wróci Jorginho, nawet z ławki piekielnie groźny będzie będący w niesamowitym gazie Mertens. Donnaruma ma się czego bać. A Pepe Reina? Tutaj zagrożenie widzę tylko z jednej strony. Chodzi oczywiście o Carlosa Baccę, który sam odprawił Torino. Z wytypowaniem strzelca jednak lepiej mieć problem, niż go nie mieć. Samo wygrane starcie z Granatą wcale nie musi być zresztą najlepszym prognostykiem przed drugą kolejką. Po trzecim golu to Torino przejęło inicjatywę, a Milan całkowicie się pogubił, przestał grać w piłkę i gdyby nie pewien młodzieniec między słupkami nie wygrałby tego meczu. Tak czy inaczej szykuje się świetne starcie, przynajmniej jeśli chodzi o wartość marketingową drużyn. Na tym polu nadal dużą przewagę mają przecież goście. Czy ogromna siła rażenia ofensywy Sarriego zatuszuje problemy w defensywie i zasmuci kibiców Rossonerrich?

Celowo nie wspominałem o grupach Ligi Mistrzów, do których trafiły zespoły Juventusu i Napoli. Obie są na tyle łatwe, że obowiązkiem przedstawicieli Serie A jest ich wygranie.

Niedziela

18:00 Inter - Palermo

(gazzettaworld.com)


W niedzielę o 18:00 zawitamy do Mediolanu, gdzie Inter spróbuje zmazać plamę za porażkę z Chievo. Tym razem na drodze podopiecznych Franka de Boera stanie Palermo i powinno być dużo łatwiej. Tym bardziej, że Ranocchię zluzuje Murillo i z tyłu powinno już być spokojniej. Inter zagra najprawdopodobniej w ustawieniu 4-3-3, z rozgrywającym Banegą i oczywiście Icardim na szpicy. Nie zobaczymy już Joveticia, ale przyjazd do Mediolanu Gabigola pewnie szybko obmyje łzy fanów talentu Bośniaka. Więcej od świeżo upieczonego mistrza olimpijskiego w perspektywie całego sezonu da pewnie Joao Mario. Palermo trzeba będzie pokonać jednak bez nowych nabytków. Polaków ciekawić może możliwy występ Thiago Cionka w obronie drużyny prowadzonej przez Ballardiniego. Roboty reprezentant Polski może mieć dużo. Z drugiej strony wszystkim napastnikom Interu daleko jednak do formy Berardiego..

20:45 Sassuolo - Pescara

Tak oto płynnie przechodzimy do Sassuolo, które u siebie podejmie Pescarę. To już mecz z godziny 20:45. Neroverdi dopiero co odprawili mistrzów Serbii w eliminacjach Ligi Europy i poznali rywali w grupowej fazie tych rozgrywek. Nie ma wątpliwości, że Delfiny znacznie ustępują Genkowi, Rapidowi Wiedeń i przede wszystkim Athleticowi Bilbao. W meczu z Napoli pokazali jednak, że mogą być groźni. W pierwszej połowie zeszłotygodniowego meczu swoją ruchliwością, energicznością i zadziornością przypominali właśnie Sassol z poprzednich sezonów. Spokoju tej bandzie Massimo Oddo doda na pewno zakontraktowany Alberto Aquilani. Na pewno przed beniaminkiem ciężki sezon, ale Berardi i spółka nie będą mieli łatwo. Są jednak faworytem, tym bardziej że zagrają na MAPEI Stadium, a rewanż z Crveną Zvezdą był tylko formalnością. 

20:45 Crotone - Genoa

Crotone na salony wprowadził Ivan Juric. Po awansie odszedł jednak do Genoi. Już w drugiej kolejce los zetknął ze sobą te dwie drużyny. Łatwo było więc zgadnąć, o czym będą pisać gazety w obu miastach. Podtekst związany z trenerem jest oczywisty, ale kibiców Gryfonów bardziej rozpala jednak to, że do spotkania z biednym beniaminkiem podejdą z pozycji wicelidera rozgrywek. Lider w środku tygodnia formą nie zaimponował, a to oznacza, że perspektywa objęcia prowadzenia naprawdę jest realna. Tym bardziej, że przecież parę dni temu wysoko ograli dużo mocniejszego z beniaminków. W Crotone nie ma nawet co szukać zawodników pokroju Isli, Boriello czy Padoina. Genoa natomiast zbudowała bardzo ciekawą drużynę, z przerastającym środek tabeli środkiem pomocy, z dobrze wyglądającym atakiem i niezłymi skrzydłami. Gdyby jeszcze udało się zatrzymać De Maio, można by powalczyć o europejskie puchary. Na Crotone powinien jednak wystarczyć Burdisso.

20:45 Sampdoria - Atalanta

Niezwykle ciekawie jest w Genui również za sprawą Sampdorii. Za nowym klubem Karola Linnetego naprawdę udane okienko transferowe. Zatrzymanie Soriano było bowiem niemożliwe, a do zespołu oprócz Polaka czy innych młodych zawodników takich jak Schick, trafił przecież Dennis Praet, którym interesowały się znacznie więcej znaczące w Europie drużyny. Co istotne kontrakt przedłużył Emiliano Viviano, najlepszy według niektórych bramkarz poprzedniego sezonu Serie A. W pierwszej kolejce udało się Dorii dość spokojnie pokonać Empoli, a mając w ataku duet Quagliarella - Muriel można z optymizmem patrzeć na mecz z Atalantą, która przeciętnie wygląda w defensywie. Potwierdzają to cztery stracone gole z Lazio. Gasperini, który do Bergamo przeniósł się oczywiście z Genui, cały czas hołduje swojemu ulubionemu 3-4-3. Jakim by jednak systemem nie grał, najważniejszym elementem wydaje się być mający za sobą świetne wejście do wielkiej piłki Frank Yannick Kessie. Patrząc na przewidywane składy największe problemy Sampdoria może mieć jednak na skrzydłach. Gomez i D‘Allesandro to bowiem zawodnicy, którzy mogą wygrać niejeden pojedynek jeden na jeden z Salą i Pavloviciem. Szykuje się więc bardzo fajne spotkanie, którego wynik i przebieg trudno przewidzieć.

20:45 Udinese - Empoli

Najsłabiej zapowiadającym się spotkaniem jest chyba to w Udine. Z ostatnim zespołem w tabeli zagra Empoli. W wielu miejscach goście są przedstawiani jako drużyna, która będzie w tym roku walczyć o utrzymanie. Patrząc na atak (Gilardino - Maccarone) czy przede wszystkim dogrywającego im Ricardo Saponarę można mieć pewne wątpliwości. Prawda jest jednak taka, że najistotniejsza w ligowej rzeczywistości jest defensywa, a tutaj bez Tonellego nie wygląda to zbyt różowo. Pozytywnie nie nastraja też przegrany mecz z pierwszej kolejki. Nikt w Empoli nie ma jednak prawa się załamać. Przecież po drugiej stronie boiska zobaczymy Udinese, które w sobotę dostało 4 gole od spacerującej po murawie Romy, a w ataku wyglądało równie żałośnie, co w obronie. Zbiegający szeroko do linii bocznej Duvan Zapata był całkowicie bezużyteczny, a nie ma go raczej kim zastąpić. Iskierką nadziei na utrzymanie dla Udinese jest na pewno środek pola złożony z mających pojęcie Badu, Fofany i Hallfredssona. A przypomnijmy, że to właśnie dzięki tej formacji tak dobre wyniki w poprzednich sezonach wykręcało Empoli. Znowu bardzo trudno wytypować wynik, chociaż bardziej realna wydaje się jednak bramka Gilardino, niż Zapaty.

20:45 Cagliari - Roma
(goal.com)


Była już mowa o Romie, więc kontynuujmy ten wątek. Po bolesnej przygodzie z prawie-Ligą Mistrzów pora na powrót do włoskiej rzeczywistości. W międzyczasie wylosowano jeszcze stołecznej drużynie grupę w Lidze Europy i chociaż wydaje się łatwa (Viktoria Pilzno, Austria Wiedeń, Astra Giurgiu) to trzeba dodać, że na pewno nie grając 9 na 11. W Serie A przed ludźmi Spalettiego stanie podrażnione Cagliari. Znani , doświadczeni piłkarze, mistrz europy w obronie, wizja spokojnego bytu w lidze na kolejne lata - to przed sezonem do złudzenia przypominało Bolognę. Gra w pierwszej kolejce już trochę mniej. Teraz pora na rywala  mocniejszego od Genoi (patrz tabela!). Zatrzymanie Romy będzie jednak bardzo trudne, bo zapominając już o tym Porto, to drużyna mająca wiele atutów. Z jednej strony piekielnie szybkie skrzydła, z Salahem, Perottim czy grającymi bardzo ofensywnie bocznymi obrońcami. Z drugiej jednak potrafiących aż do przesady uspokoić grę środek pola z rewelacyjnym Naingolannem. Do tego wszystkiego napastnik w najbardziej ortodoksyjnym stylu i świetna jak na włoskie warunki para stoperów. Zagrożenie czyha niemal z każdej strony, bo jak nie Belg z daleka, to Bośniak z dwóch metrów. Albo Salah ścinający do środka po kolejnym rajdzie na szybkości nieosiągalnej dla Bruno Alvesa i każdego z jego partnerów z obrony. Zdecydowanym faworytem jest więc Roma, ale piłkarze Cagliari muszą wziąć poprawkę na to, że De Rossi czy Szczęsny nie są w najwyższej formie. Przy furze szczęścia mogą to wykorzystać.


20:45 Torino - Bologna

Potencjał Torino i Bologni oceniłbym identycznie. Między innymi dlatego spotkanie tych dwóch drużyn może być bardzo ciekawe. Na to starcie będę patrzył głównie przez pryzmat pojedynków indywidualnych. Przede wszystkim napastników. Belotti ma duży potencjał, coś jak Destro przed jakimiś dwoma sezonami. To znaczy Mattia nadal ma potencjał, ale transfer do ligowego średniaka zrobił z niego napastnika innej kategorii. Taka weryfikacja jeszcze Belottiego czeka. Ciekawe, który z nich lepiej zaprezentuje się na boisku? Skrzydłowi to również materiał do porównawczej analizy. Z jednej strony Krejčí, z drugiej Falque. Jeden wchodzi do świata calcio, drugi jest w nim od dawna. I jeszcze ten Lucas Boye, który w meczu z Milanem denerwował wszystkich kibiców Torino (i Interu) swoim egoizmem, potrzebnym oczywiście na takiej pozycji, ale nie do przesady. Jeśli więc desant zagra na remis, to może mecz rozstrzygnie się w środku pola. Tutaj Vives, Benassi i Baselli mogą zdominować Taïdera i spółkę, chociaż Nagy na niedawnym Euro zagrał tak dobrze, że jest chyba w stanie pomóc algierskiemu koledze.  I tylko jedno jest pewne, jeśli chodzi o ten mecz. Na boku obrony szalał będzie Lorenzo De Silvestri, o którego odejście z Sampdorii ominąłem celowo, bo nadal to do mnie nie dociera.

20:45 Fiorentina - Chievo

W niedzielę o 20:45 zagra też Fiorentina z Chievo. Florentczyków bardzo trudno ocenić po spotkaniu pierwszej kolejki. Rywalem Juventus, więc porażka nie jest żadną katastrofą. Udało się nawet pokonać BBC i Buffona. Mimo wszystko trudno jednak być zadowolonym z postawy Violi. Kalinić poza golem zagrał przeciętnie, Ilicić był niewidoczny jak nigdy, a od Chiesy czy Vecino trudno wymagać ciągnięcia tej drużyny. Bardzo pozytywną postacią był na pewno Milan Badelj, który w rankingu pomocników z tego spotkania wyprzedziłby chyba Asamoaha i Leminę. Potyczka z Chievo będzie więc dla Sousy pierwszym prawdziwym sprawdzianem w tym sezonie. Latające Osły to natomiast zagadka. Zgadzam się z ekspertami prorokującymi dla Chievo środek tabeli. Patrzę na skład i nie widzę jednak potencjału na 10 miejsce. Za chwilę jednak tabelę sprzed oczu wypiera obraz z meczu z Interem. Nie ma jednak co gdybać. Jeśli Birsa i Chevo zagrają jak tydzień temu wcale nie musi być to jednostronny mecz.

Już bardzo mało czasu zostało do rozpoczęcia drugiej kolejki. 10 pasjonujących meczów przed nami. Ciekawe z czego będziemy się śmiać, czym zachwycać i co opisywać już w poniedziałek. Osobiście stawiam na dublet drużyn genueńskich, kolejnego gola Higuaina, powrót Napoli na zwycięską ścieżkę, kolejny odcinek dramatu w Udine i trzy remisy.

K.

środa, 24 sierpnia 2016

A miało być tak pięknie...


(żródło: LaRoma24.it)

Dynamo Kijów, Middlesbrough, Crvena Zvezda, Cluj, Slovan, BATE, 1:7 w Manchesterze, 1:7 u siebie z Bayernem, 1:6 w Barcelonie, 0:3 u siebie z Fiorentiną i wczoraj z Porto. Od przeszło dziesięciu lat (z małymi wyjątkami) Roma w pucharach jest regularnie upokarzana. 

  Cytowaliśmy w przedmeczowej zapowiedzi słowa Luciano Spallettiego z konferencji prasowej: "to nie my czekamy na ten mecz, to on czeka na nas."  Miał rację trener rzymian, ten mecz czekał na jego graczy jak wyrostek w bramie na jakiegoś pierwszoklasistę żeby kolejny raz zabrać mu pieniądze na drugie śniadanie i przy tym upokorzyć na oczach koleżanek z klasy. Roma nie udźwignęła tego dwumeczu mentalnie. Przegrała go w głowach co przyznał Kevin Strootman na pomeczowej konferencji.

Kiedy okazało się, że Giallorossi zaczną mecz z De Rossim w środku obrony i Paredesem w pomocy, pomyślałem: ok. Juan Jesus, który zamiast Emersona, będzie musiał radzić sobie na boku z Otavio czy Coroną to dobry wybór. Kapitan uspokoi grę w środku, a Paredes wspomagany Strootmanem i Nainggolanem postara się dać coś ekstra. Argentyńczyk wszedł jednak w ten mecz fatalnie. Co podanie do przodu to strata, każde przyjęcie z rywalem na plecach kończyło się tak samo. Pierwszy odbiór zaliczył chyba około 20 minuty, ale zaraz oddał piłkę prosto po nogi rywala. Holender bez De Rossiego obok siebie też nie czuł się najlepiej, nawet pomimo tego, że wraz z Paredesem mogli się dotrzeć w sobotę przeciwko Udinese. Roma więc funkcjonowała bez środka pomocy, bo indywidualne szarże Nianggolana owszem mogły coś wnieść, powinny poderwać partnerów z drużyny do walki, ale ostatecznie okazywało się, że Belg tylko tracił siły. Z upływem czasu starał się pomagać mu De Rossi, wychodził wyżej czego najlepszym dowodem jest miejsce gdzie "zapracował" na czerwoną kartkę. Okolice pola karnego rywala. Nie przypominam sobie żeby gracz środka obrony drużyny atakującej w tym sektorze boiska łapał żółtą kartkę, a co dopiero czerwoną. Kapitan rzymian poszedł ambicjonalnie, bez kalkulacji, nie było to takie odcięcie prądu w jego głowie jak w styczniu 2014 roku kiedy chciał połamać nogi Giorgio Chielliniemu (nawiasem mówiąc to był ostatni mecz kiedy Roma kończyła w 9 aż do wczoraj), ale zachował się głupio. To on, mając pełną świadomość wagi tego meczu i kapitańską odpowiedzialność za zespół, powinien mieć chłodną głowę. Kolejny raz tego u niego zabrakło. Co innego Emerson Palmieri on jest młody, popełni jeszcze masę głupich błędów, mógł czuć się sfrustrowany, mógł nie unieść presji, ale takie faule jak ten z wczoraj nie powinny mieć miejsca nigdy i nigdzie. Brazylijczyk zachował się po prostu chamsko i całe szczęście, że rywalowi nic poważnego się nie stało. Tutaj należą się też brawa dla Szymona Marciniaka, który prowadził ten mecz niemal perfekcyjnie. Czerwone kartki były ewidentne, ale ile razy widzieliście arbitra dającego żółtą kartkę w podobnej sytuacji jak ta z De Rossim? Ja zbyt wiele. Marciniak nie sędziował żeby mieć "czyste papcie", sędziował bardzo dobrze. Kwestią czasu jest poprowadzenie przez niego finału któregoś z europejskich pucharów.

Co się tyczy Porto to chyba nikt w ich szeregach nie spodziewał się, że Roma podaruje im awans na tacy. Szybko i łatwo (za łatwo) zdobyty gol na 1:0, bardzo mądra gra w obronie, świetne przesuwanie formacji, odpowiednie wyjście pressingiem. Gospodarze walili głową w mur, a swoją frustrację wyładowywali na rywalach co kończyło się opisanymi wyżej czerwonymi kartkami, tym samym jeszcze bardziej ułatwiając robotę Portugalczykom. Kiedy grająca w dziewiątkę Roma próbowała chociaż dzięki ambicji wepchnąć piłkę do siatki to w sukurs rywalom przyszedł Wojciech Szczęsny. Wybiegając tak daleko od bramki zachował się jak concierge, który otwiera gościom hotelowym szeroko drzwi wejściowe i kłania im się w pas zapraszając do środka. Nie winię oczywiście Polaka za porażkę Romy, ta i tak stałaby się faktem, ale dobił on wieko tej trumny ostatnim gwoździem. Miejmy nadzieję, że ten błąd nie będzie rodził innych skutków, bo Wojtek postawił przy swoim nazwisku spory znak zapytania jeśli chodzi o obsadę bramki.


Romie pozostaje więc  już tylko gra w Lidze Europy i miejmy nadzieję, że wreszcie w tych rozgrywkach zagrają na miarę swojego potencjału i znajdą się przynajmniej w półfinale. Średnio w to wierzę, ale tak - stać ich na to.  Do tego potrzebna będzie jednak motywacja, spokojna głowa i dużo lepsza forma. Wczoraj poza Nainggolanem i Perottim zawiedli wszyscy. No może jeszcze nie można mieć wielkich pretensji do Dżeko bo często sam musiał walczyć z całą obroną Porto. Salah przeszedł obok meczu, Paredes był zagubiony, a stałe fragmenty gry w jego wykonaniu wołały o pomstę do nieba. Jeszcze w pierwszej połowie Roma miała 9 rzutów rożnych po których ani razu nie zagroziła bramce Casillasa. Boki obrony również nie sprostały temu meczowi. Bruno Peres zanotował chyba więcej strat niż przez całą rundę rewanżową 2015, a Juan Jesus oraz Kostas Manolas dostosowali się poziomem gry do Strootmana i Salaha. Wszyscy oni postanowili, na wszelki wypadek, nie wychylać się.

Kolejny sezon z rzędu Włosi będą mieli tylko dwóch przedstawicieli w Lidze Mistrzów i to Liga Europy rysuje się jako puchar idealnie skrojony pod poziom Serie A. Brutalne, ale niestety prawdziwe. Miejmy tylko nadzieję, że gra w tej uboższej z kontynentalnych rozgrywek przypominać będzie w wykonaniu Interu, Fiorentiny, Sassuolo i Romy kampanię z sezonu 2014/15, a nie z niedawno zakończonego 2015/16.

Ł.

Chińskim szlakiem


telegraph.co.uk


Chiny są od lat najdynamiczniej rozwijającą się gospodarką świata. Prognozy zapowiadają, że w roku 2050 będą niekwestionowanym liderem zostawiając USA daleko w tyle. Sny o potędze "Państwa Środka" nie ograniczają się tylko do ekonomii, a rok 2050 nie jest przypadkowy, bo właśnie na ten czas prezydent Xi Jinping wyznaczył termin, by Chiny stały się piłkarską potęgą. Brzmi szalenie? Być może, ale jeśli spojrzymy na osiągi chińskich sportowców na Igrzyskach Olimpijskich, to zobaczymy wyraźny postęp. W Atlancie w 1996 Chiny zajęły 4 miejsce w klasyfikacji medalowej z dorobkiem 16 złotych medali, cztery lata później, w Sydney mieli ich już 28 i zajęli 3 miejsce w rankingu. Kolejne Olimpiady, to kolejny progres. Ateny 2000 to skok na drugie miejsce z 28 złotymi krążkami, a już na swoim terenie, w Pekinie cztery lata temu wygrali klasyfikacje medalową z aż 51 złotymi medalami!

Czas na piłkę!

Chińska liga nie należy do najmocniejszych, co do tego nie ma wątpliwości. Ale to nikogo nie zraża i wielu znanych piłkarzy przeniosło się do Super League w pogoni za pieniędzmi. Jednym z doskonałych przykładów jest Graziano Pellè, który zaszokował piłkarski świat wysokością swoich zarobków, wynoszących aż 16 milionów euro rocznie!

Squawka Football




Dzięki temu stał się szóstym najlepiej opłacanym piłkarzem na świecie. Jego motywacja jest raczej klarowna, nikt chyba nie wierzy, że jako dziecko wieszał nad łóżkiem plakat drużyny Shandong Luneng... Nie udało mu się jednak dogonić Hulka, który grając dla Shanghai Dongya inkasuje rocznie 20 milionów. 

Daily Mail

Ogólnie w pierwszej dziesiątce najlepiej opłacanych znajduje się aż czterech reprezentantów chińskiej ligi. Płacowe szaleństwo to jednak tylko początek.

Futbol dzwignią biznesu

Według wyliczeń PricewaterhouseCoopers przychód z biletów na wydarzenia sportowe w Chinach wyniosły w 2015 3,4 miliardów dolarów, podczas gdy w USA aż 63,6 miliardów. Wielu przedsiębiorców uważa, że inwestycje w futbol przyniosą długofalowe korzyści marketingowe i pomogą osiągnąć przyszłe cele biznesowe. Rządowy plan zakłada zwiększenie przychodów ze sportu do poziomu 5 trylionów yuanów w 2025 roku, z czego sama piłka ma generować 2 tryliony. Futbol to nie cel, to środek. Szef grupy, która przejęła OGC Nice w wywiadzie dla prasy niedługo po przejęciu klubu snuł plany stworzenia centrum hotelowego, które ma łączyć turystykę z hotelarstwem i wydarzeniami sportowymi. To pokazuje pewien model całościowego myślenia chińskich przedsiębiorców, w którym kluby są częściami większych projektów. Sam klub z Nicei jest tego dobrym przykładem, bo oprócz korzyści biznesowych, inwestorzy otrzymują wspaniałą bazę treningową dla młodych adeptów sztuki piłkarskiej. OGC Nice słynie wszak ze znakomitego sektora młodzieżowego. Talenty wykute w klubowej akademii mogłyby w dalszej perspektywie być częścią planu rozwoju piłki w samych Chinach. A plany są ambitne.

Chiński rząd zakłada stworzenie w ciągu następnych pięciu lat oszałamiającej liczby 20 tysięcy piłkarskich ośrodków treningowych i szkoleniowych, oraz 70 tysięcy boisk i aren piłkarskich w całym kraju! Szkoły te, mają otrzymywać preferencyjne warunki na korzystanie z gruntów oraz spore ulgi podatkowe. Plan zakłada wprowadzenie czołowych chińskich zespołów ligowych do azjatyckiego topu klubowego oraz wzmocnienie reprezentacji narodowej, gdyż męska kadra okupuje regularnie okolice 80. miejsca w rankingu FIFA.

CNN

Determinacja i narodowy program rozwoju sportu rozochocił liderów Partii do tego stopnia, że teraz Chińskie spółki z błogosławieństwem i wsparciem rządu przejmują kolejne piłkarskie marki, co ma zwiększyć popularność tego sportu wśród obywateli. Przyjrzyjmy się ich imperium.

Anglia

Na Wyspach chińscy inwestorzy przejęli już w 100% trzy kluby: Aston Villę (Recon - inżynieria miejska) , Birmingham oraz Wolverhampton, ponadto przejęli również 88% akcji West Bromwich Albion, a także 13% spółki City Football Group zarządzającej Manchesterem City, która posiada też prawa do New York City, Melbourne City i Yokohama Marinos.

Hiszpania
Na Półwyspie Iberyjskim Chińczycy ze znanej grupy Wanda (nieruchomości, interesowali się mediolańskimi ekipami) posiadają 20% akcji Atletico Madryt. Ponadto 100% aktywów Granady posiada Desports, grupa zajmująca się marketingiem sportowym, a akcje klubu kupili od włoskiej rodziny Pozzo, posiadającej również angielski Watford i włoskie Udinese. Trzecim zespołem z chińskim kapitałem jest Espanyol Barcelona, w zależności od źródła 56% lub 45% klubu znajduje się w rękach Rastar, lidera branży zabawek.

Francja
Właściciele sieci hotelowej, grupa 7 Days Group zarządza 80% akcji OGC Nice, podczas gdy liderzy segmentu świateł LED, Tech Pro Technology Development Ltd posiadają pełnię władzy w FC Sochaux-Montbéliard.

Holandia
Specjalizująca się w marketingu sportowym United Vansen International Sports jest jedynym właścicielem ADO Den Haag.

Czechy
Nawet nasi sąsiedzi doświadczyli potęgi chińskiego kapitału oddając 60% akcji Slavii Praga grupie energetycznej.

Chiński Mediolan

W ostatnim czasie doszło do dwóch przejęć w stolicy Lombardii. Grupa Suning została właścicielem niecałych 69% akcji Interu, podczas gdy Sino-Europe Sports Investment Management, po długich i przedłużających się negocjacjach przekonali Silvio Berlusconiego i przejęli 99,93% klubu.

La Gazzetta dello Sport

  
Jaki los czeka ekipy z Mediolanu?

Wśród rozradowanych głosów podkreślających wagę pieniądza w dziesiejszej piłce znajdują się też te, które przestrzegają przed oderwaniem się od korzeni, własnej tożsamości. Wiele osób obawia się, że Mediolańscy giganci podzielą los Manchesteru City, który oprócz własnych kibiców, raczej nie może liczyć na szacunek. Różnica jest jednak wielka, po stronie Milanu i Interu stoi historia i dziedzictwo kolejnych pokoleń piłkarskich mistrzów.
Ciężko oczekiwać, że oba zespoły nagle wzmocnią się największymi gwiazdami futbolowych aren i z dnia na dzień staną do walki z Juventusem jak równy z równym. Zmiany wymagają kilku lat, ale pierwszy krok został wykonany. Mediolan wraca do gry!
A.

wtorek, 23 sierpnia 2016

Romo, musisz!


Można sezon spisać na straty w końcówce sierpnia? Można. Roma to poważny kandydat do zebrania laurów we Włoszech, ale oprócz tego pieniądze z Champions League oczekiwane są przez klubową księgową jak manna z nieba. Bez nich kolejne lato w Rzymie może być bardzo gorące (nie tylko w sensie dosłownym). Dzisiaj podopieczni Luciano Spallettiego grają nie tylko o prestiż i możliwość rywalizacji na najważniejszej klubowej scenie na świecie. Grają też o spokojną przyszłość ich obecnego pracodawcy.

Jeszcze dwa tygodnie temu napisalibyśmy, że Roma gra dla całej ligi, która w rankingu UEFA stara się gonić Premier League, aby znów mieć cztery zespoły w elicie. Obecnie jest to już raczej nieaktualne. Nowe zasady eliminacji do Ligi Mistrzów zakładają, że od sezonu 2017/18 cztery najlepsze ligi w Europie otrzymają po cztery miejsca w Champions League. I tutaj pojawia się pytanie czy przedstawiciele Serie A zasłużyli sobie na taką nagrodę? Od kiedy w życie weszła tzw. "reforma Platiniego" czyli od sezonu 2009/2010 włoscy kandydaci do gry w Lidze Mistrzów tylko dwukrotnie przebrnęli przez eliminacje (w pierwszym sezonie Fiorentina i Milan w sezonie 2013/14). Mało tego, od kiedy Włosi stracili jedno miejsce na rzecz Bundesligi (2012/13) tylko wspomniany awans Milanu pozwolił  skompletować włoską trójkę szczęśliwców, którzy grali w elicie. W poprzednich dwóch latach Serie A reprezentowały jedynie Juventus i Roma dostające się do Champions League "z urzędu". Rzymianie  może w pierwszej kolejności nie grają już o ranking dla ligi (ale dla siebie tak!), ale na pewno awans wpłynie na poprawę wizerunku przedstawicieli calcio na salonach.

(Luciano Spalletti © foto di Vocegiallorossa.it)
Nie mogą więc dziwić słowa szkoleniowca Romy z przedmeczowej konferencji: "To nie jest mecz na który my czekamy. To mecz, który czeka na nas. Chcieliśmy go zagrać od ośmiu miesięcy i przez cały ten czas pracowaliśmy żeby się tutaj znaleźć. Ten mecz to jest to czego chcemy, czego pragniemy. Tutaj możemy zdobyć klucze na najważniejszą scenę w Europie. Jesteśmy gotowi do gry, ponieważ od ośmiu miesięcy chcieliśmy tego wieczoru." (tłum. własne)

Spalletti odniósł się też mi.in do pytania o trzeci mecz w ciągu siedmiu dni i tego jaki to będzie miało wpływ na wybór składu: "Musi zagrać najmocniejszy zespół. Wybiorę tych, którzy dadzą nam najwięcej jakości. Jedynym ograniczeniem są zawodnicy, których nie mam do dyspozycji." (tłum. własne)
Wśród piłkarzy, z których Włoch na pewno nie będzie mógł skorzystać znalazł się Alessandro Florenzi, który zmaga się z urazem łydki. Jego miejsce w na prawej obronie powinien zająć Bruno Peres, który debiutował w barwach Romy w sobotę z Udinese. Ból głowy sprawia też obsada środka defensywy, a wszystko przez czerwoną kartkę z pierwszego starcia jaką obejrzał Vermaelen. Na szczęście do dyspozycji trenera powinien być Kostas Manolas, który nie dokończył ligowego meczu z powodu lekkiego urazu. Jego partnerem w środku najprawdopodobniej zostanie Juan Jesus co zrobi miejsce na lewej stronie dla Emersona Palmieriego. Tak zbudowaną obronę (ze Szczęsnym w bramce) przewidują wszystkie dzisiejsze gazety. W środku pola dzielić i rządzić mają De Rossi, Strootman i Nainggolan, a w pierwszej linii awizowani są Salah, Perotti oraz Dżeko. Cała trójka trafiała w sobotę do siatki Udinese.
(Grafika pochodzi ze strony Vocegiallorossa.it)
Czym będzie starało się zaskoczyć Porto? W weekend, w wygranym meczu ligowym z Estoril (1:0), Nuno Espírito Santo wymienił lewego obrońcę, którym w pierwszym meczu z Romą był Alex Telles. Jego miejsce zajął Miguel Layun i asystował przy jedynym golu Andre Silvy. O Jogo to właśnie Layuna widzi dziś w jedenastce kosztem byłego gracza Interu. Defensorzy Romy muszą zwrócić szczególną uwagę na Silvę. Trafiał on do bramki rywala w pięciu spotkaniach z rzędu (wliczając w to dwa sparingi z Leverkusen i Villarreal).
(Bilans Adre Silvy z ostatch spotkań w jego wykonaniu. Za flashscore.pl)

Na Estadio do Dragao ze znakomitej strony pokazał się Otavio, który pierwszy dał sygnał do odważniejszego ruszenia na Giallorossich jeszcze kiedy składy obu ekip były kompletne. Przeciwko Estoril zajął on miejsce półprawego pomocnika i jeżeli tak samo zagra na Olimpico to sporo pracy mieć będzie z nim Emerson. Twardą przeszkodą będzie też na pewno kapitan Smoków - Hector Herrera, a jokerem w talii może okazać się Jesus Manuel Corona, który w sobotę rozegrał całe zawody ligowe, a w minioną środę wszedł tylko z ławki. Ponieważ to goście muszą zdobyć bramkę w Rzymie jest on awizowany jako titolare.

Nuno Espírito Santo zapowiedział na konferencji prasowej, że : "potyczka z Romą pokaże na co stać w tym sezonie mój zespół, ale po zawodnikach nie można spodziewać się, że poddadzą się bez walki, wręcz przeciwnie będą grać z poświęceniem i duszą bo tylko zjednoczona drużyna może wygrać na Stadio Olimpico i zrealizować cel jakim jest awans do Champions League." (tłum. własne)

FC Porto ostatni raz w stolicy Włoch gościło 13 lat temu kiedy w rewanżowym meczu półfinału Pucharu UEFA zremisowało z Lazio 0:0. Wtedy ten wynik dawał im awans do finału, bo w pierwszym meczu pewnie wygrali 4:1. Dziś taki rezultat premiuje Romę, ale nikt w jej szeregach ani myśli o grze na bezbramkowy remis - bo przecież najlepszą obroną jest atak. Co ciekawe pierwszy gol dla Romy w tym meczu będzie jednocześnie setnym w historii klubu w Lidze Mistrzów.

De Rossi i spółka mają o co grać nie tylko jeżeli chodzi o wymiar materialny tej wygranej, ale też historyczny, statystyczny i czysto ambicjonalny. Sędzią głównym będzie nasz rodak, Szymon Marciniak ,który sędziował rzymianom ostatni ich mecz w Champions League - rewanż w Madrycie z Realem.

Ł.